O tym że lawenda jest jednym z moich ulubionych kwiatów, wie prawie każdy. Nie mogło jej więc zabraknąć na naszym stole weselnym :)
Dziś pierwszy z kilku wpisów związanych ze ślubem. Nie chciałabym nikogo zanudzić tworząc wpis kilometrowej długości, dlatego dziś pokażę Wam jak lawendowo udekorowaliśmy salę weselną. W przyszłości będzie jeszcze kilka innych przydasiów, będzie coś o bukiecie ślubnym, wianku, prezentach dla gości. Jednak na razie trzeba uzbroić się w cierpliwość.
Pisałam już kiedyś, że dużą wagę przywiązuję do sezonowości. Nie tylko warzyw czy owoców ale i kwiatów. Dlatego prawie że mechanicznie podjęłam decyzję, że ślub, wesele, sierpień i lawenda to połączenie samo w sobie doskonałe.
Swego czasu pisałam o ziołach na stole weselnym, sama dość długo zastanawiałam się nad takim rozwiązaniem. Myślałam o połączeniu kilku rodzajów ziół, ostatecznie jednak zdecydowałam, że jedynie lawenda pojawi się na stole weselnym. I myślę, że była to całkiem słuszna decyzja :)
A teraz po kolei.
Przed wejściem na salę ustawiliśmy na sztaludze (mojej własnej) tablicę korkową (własnoręcznie robioną – dostałam swego czasu na urodziny) wraz z listą gości. Wydrukowane listy przyczepiliśmy szpilkami i okrasiliśmy wiązankami suszonej lawendy. Nie mam niestety zdjęcia sprzed sali weselnej, musicie zadowolić się tym z próby generalnej z podwórka rodziców ;)
Myśleliśmy też o tym, żeby nie przygotowywać imiennych miejsc i pozwolić gościom rozsiąść się tak, jak im wygodnie, jednak takie zagranie zostało już ponoć przetestowane na weselu mężczyznowej siostry i nie do końca się sprawdziło.
Na stołach imiona gości umieszczone zostały na winietkach przywiązanych do menu i serwetek. Każda serwetka dostała obowiązkowo gałązkę suszonej lawendy. Wszystko sami wiązaliśmy, drukowaliśmy i projektowaliśmy, więc trochę roboty z tym było, ale myślę, że się opłacało :)
Na naszym stole ustawiliśmy drewniane literki autorstwa mojego brata, również pomalowane białą farbą. Naprawdę, warto mieć w rodzinie kogoś z zamiłowaniem do drewna :) pojawił się tutaj także świecznik na tealighty we włoskim stylu. Oraz oczywiście doniczka z lawendą.
Na stołach weselnych, przy każdej z doniczek, umieszczaliśmy zestaw 3 słoiczków przewiązanych sznureczkiem, które służyły jako świeczniki. Do środka wsypywaliśmy nieco suszonej lawendy i umieszczaliśmy jedną świeczkę. Kilka słoików pochodzi z pchlego targu, reszta z maminowych spiżarni :)
O prezentach DIY dla gości weselnych już pisałam. O tych konkretnie naszych pojawi się oddzielny wpis. Jednak już dziś uchylam rąbka tajemnicy, mówiąc, że pomysł się sprawdził :) i że całość wykonania jest dziecinnie prosta :)
Wszystkie wykorzystane przez nas doniczki udało nam się znaleźć na pchlich targach, dlatego wydatek był tutaj prawie znikomy, a rezultat moim zdaniem wspaniały. Poza tym mamy, jako miłośniczki kwiatów, z łatwością znajdą im nowe zastosowanie :)
Jako element dekoracji weselnej wykorzystaliśmy też stare drewniane skrzynki, znalezione w dziadkowym garażu. Mężczyzn potraktował je białą farbą i wyglądały jak marzenie :) Takie kompozycje ustawiliśmy przy wejściach na salę.
Na pchlim targu za bardzo niewielkie pieniądze udało się nam już jakiś czas temu kupić lampiony. Wcale nie mieliśmy wtedy na myśli wystroju wesela, jednak sądzę, że były bardzo dobrym uzupełnieniem stylu prowansalskiego, sprawdziły się także w połączeniu ze słoikami.
Nie raz, nie dwa pisałam już o tym że wystrzegam się jednorazowości, bezmyślności zakupowej i tworzenia iluzorycznych potrzeb, dlatego starałam się, by wystrój sali był jak najbardziej zgodny z naszymi potrzebami i naszym gustem. I jednocześnie nie był jednorazowy. Cieszę się, że większość rzeczy możemy wykorzystać jeszcze nie raz. Miło jest po upływie jakiegoś czasu mieć możliwość przywołania ślubnych wspomnień. A że lawenda i styl prowansalski od dawna mi się podobały, większość rzeczy byłam w stanie znaleźć u siebie w domu już przed weselem. Warto też po prostu wybrać się od czasu do czasu na pchli targ. Lub pobuszować w piwnicach i na strychach – nawet nie macie pojęcia, jakie skarby się w nich kryją.
Jak dało się zauważyć, na stołach weselnych wykorzystałam lawendę doniczkowa. Było to przemyślane posunięcie. Nie chciałam po weselu wyrzucać naręczy kwiatów wprost do kosza. Przed tym samym chcieliśmy się ustrzec, prosząc gości o nieobdarowywanie nas kwiatami. W rezultacie mamy teraz całkiem pokaźnych rozmiarów winnicę i czekoladziarnię ;) Lawendą zaś obdarowaliśmy rodzinę i bliskich. Wszystkich tych, którzy posiadają ogródek i wyrazili chęć zasadzenia jej przed domem. Nasze krzaczki rosną więc teraz teraz pod oknem między innymi domu rodziców. Pisałam już tutaj za Stephenem Kingiem o tym, że:
“Dom to oglądanie księżyca wschodzącego nad szałwią i towarzystwo kogoś, kogo można przywołać do okna, żebyście obejrzeli to razem.”
Odwiedzając rodziców czy bliskich możemy więc teraz patrzeć na słońce i księżyc wschodzące nad lawendą. I to nie tylko raz w życiu.
A co Wy sądzicie o takim podejściu do sprawy? :)
PS Jeśli czeka Cię wesele, zaloguj się na JustMarry.pl, gdzie zupełnie za darmo uzyskasz dostęp do panelu, w którym:
- będziesz mieć swój indywidualny kalendarz, w którym zapiszesz wszystkie zaplanowane wydarzenia (przymiarki sukienki, wizytę u fryzjera, kosmetyczki itp.)
- zrobisz listę gości
- stworzysz plan rozsadzenia ich przy stołach
- będziesz kontrolować swój budżet
- uzyskasz dostęp do usługodawców z całej Polski
- znajdziesz masę inspiracji
Ułatwia życie ;)
Jeżeli spodobał Ci się wpis, to znajdź mnie proszę tutaj: