Dziś kolejnych 6 ciekawostek, dotyczących życia w Indiach. Dajcie znać, która zdziwiła Was najbardziej. Mnie chyba ta 4 :)

1. Krowa u jubilera

Krowy w Indiach spotkać można absolutnie wszędzie. Spacerują sobie w najlepsze po chodnikach, drogach, autostradach (również pod prąd!), mostach i wąskich kładkach dla pieszych (przez co wszyscy muszą wtedy iść gęsiego w tempie “za krową”).

Jeden z nauczycieli opowiadał nam, że w Indiach jest taka tradycja, że podczas obiadu pierwsze ćapati (czyli taki cienki indyjski chlebek), musi być oddane krowie. Krowa jest tam symbolem Matki Ziemi, traktuje się ją z szacunkiem, stąd nasze określenie “święta krowa”. Tradycja jest nadal żywa – jedna mućka faktycznie dzień w dzień podczas obiadu przychodziła do szkoły po swój chlebek.

O ile jeszcze ulice czy podwórka uczęszczane przez krowy to sprawa do przełknięcia, o tyle… spotkać je można również w sklepach. I tak na przykład, gdy pewnego dnia wybrałam się do czegoś na wzór jubilera, bo chciałam kupić sobie pierścionek, musiałam dzielić przestrzeń z nikim innym jak z krową właśnie :) A konkretnie z byczkiem.

2. Biały celebryta

Rishikesh, w którym spędziliśmy znaczną część wyjazdu, był miastem dość turystycznym. Jednak Haridvar już nie. Biali byli tam zjawiskiem niespotykanym, dlatego gdziekolwiek się nie ruszyliśmy, czuliśmy ciężki wzrok na plecach. Nie wspominając już o mijających nas przechodniach, którzy nawzajem pokazywali sobie nas palcami, albo ukradkiem robili zdjęcia.

No właśnie, te zdjęcia. Jedni robili ukradkiem inni pytali o pozwolenie. Wiele osób koniecznie chciało, by na zdjęciu podać im rękę, tak by wyglądało to na coś na kształt przyjaźni, a nie na przypadkowego przechodnia.

I co ciekawe – gdy ktoś chciał sobie zrobić zdjęcie ze mną, wcale nie pytał mnie o pozwolenie, ale… mojego męża.

3. Kobiety i ryby

Punkt który rozwija i nawiązuje do dwóch powyższych. Kobiety w Indiach nie mają zbyt wiele do powiedzenia. W sensie, jako zagorzała zwolenniczka równouprawnienia, mam nadzieję, że w takim normalnym życiu, to wszystko się zmienia. I że te młodsze pokolenia nie wprowadzają już takich podziałów.

Jednak kulturowo i tradycyjnie – kobiety są po prostu pomijane. Nawet te przyjezdne. Tak jak pisałam wcześniej, gdy ktoś chciał zdjęcie ze mną, pytał męża. Gdy kupowałam sobie pierścionek, gdzie w obsłudze byli mężczyźni, również nikt nie pytał mnie o zdanie. Wszyscy pytali męża mego, czy pierścionek jest dobry. Przykłady można mnożyć – wszyscy naganiacze, kelnerzy, kierowcy – zawsze zwracali się tylko do tej mojej męskiej połowy.

4. Małpy mądrzejsze niż myślisz

Małpy w Indiach są bardziej cwane, niż można by się było spodziewać. Widzieliśmy kiedyś taką scenkę, w której kobieta dokarmiała małpki bananami. Wyglądało to tak sielankowo, że postanowiłam sobie, iż kolejnego dnia również wrócę do nich z kiścią bananów.

I tak, niczego nie świadoma, kupiłam banany – dostałam je zapakowane w jednorazówkę (nieprzezroczystą, to ważne), jak wszystko tutaj. Idę sobie zadowolona z tym moim prowiantem, aż tu nagle… zaczyna mnie gonić małpa. Byłam tak zdezorientowana, że nawet nie skojarzyłam, że może chodzić o te banany. Na szczęście w pobliżu był jakiś tubylec, który krzyknął tylko, bym oddała jej reklamówkę.

Małpa sama sobie wszystko wypakowała i zjadła. Nie dzieląc się oczywiście z nikim!

Tubylcy są już na to przygotowani – używają kijków do obrony własnej jak i ochrony tego, co mają na stoiskach. Turyści raczej o tym nie wiedzą, dlatego często później widzieliśmy małpy kradnące ludziom z rąk lody, orzeszki, banany i inne takie.

Co do samych już reklamówek – małpy są na tyle przyzwyczajone, że nosi się w nich jedzenie, że podobno kradną każdą jednorazówkę. I to jest sprawdzone info, bo jak nieśliśmy ze sobą kupiony dla teściowej szalik, to również zaczęły nas atakować. Na szczęście szalik trzymał mężczyzn nie ja ;)

Generalnie rada jest taka, żeby zamiast jednorazówek używać plecaków, ich nie atakują.

A i co ważne – w Rishikesh małpy są wszędzie, nie tylko w dżungli.

5. Wszystko można sprzedać

Mówi się, że potrzeba jest matką wynalazku. Bieda niestety też. Choć może ta druga jest bardziej matką zaradności.

Na ulicach w Indiach sprzedaje się wszystko, zaczynając oczywiście od podróbek okularów, spodni i innych takich. Co ciekawe – takie oszukańcze stoiska stały pod samiutkim wejściem do największej galerii handlowej w Delhi i nikt sobie nic z tego nie robił.

Inna kategoria to długopisy, naklejki, breloczki, gwizdki i inne odpustowe, nikomu niepotrzebne, graty. Do tego oczywiście spożywka, czyli ludzie chodzący z wodą, chipsami, orzeszkami, bardzo natrętni zwłaszcza w parkach.

Jednak od produktów, zdecydowanie ciekawsze były usługi, jakie można było kupić. Tutaj znalazły się na przykład osoby, które siedziały (lub spały) obok starej wagi łazienkowej z postawioną obok karteczką “5 rupii za zważenie się”. Inni pastowali buty. Jeszcze inni, moi ulubieni, za wszelką cenę chcieli nam… wyczyścić uszy! :D

6. Prąd na raty, woda na zamówienie

Na koniec kwestie najbardziej przyziemne, czyli prąd i woda. Prąd był wtedy, kiedy chciał. Jak nie chciał, to go nie było. Nie wiem z czego to wynikało, ale w Rishikesh często nie było elektryczności w całym mieście. I to tak zupełnie nagle. Szliśmy zamówić sobie coś do jedzenia, a to trwa wieki, uwierzcie, po czym po kilkudziesięciu minutach wracał kelner i mówił, że musimy zamówić coś innego, bo wyłączyli prąd. Na szczęście (i być może właśnie przez to) kuchenki wszędzie były gazowe.

Podobne historie dotyczyły wody. Czasem leciała tylko gorąca. Innym razem jedynie zimna. Prysznice bardzo rzadko działały (i nie mówię tu tylko o ashramach, bo w hotelach również), często do dyspozycji pozostawały jedynie krany, z których na wzór angielski leciała woda – z jednego zimna z drugiego gorąca. Dlatego trzeba było to sobie wszystko wymieszać w wiaderku i dopiero się myć. Wiadro z polewaczką było standardowym wyposażeniem wszystkich miejsc, w których się zatrzymaliśmy.

I dla tych, którzy pytają, bo tego typu pytań jest wiele – noclegów szukaliśmy sobie głównie przez Airbnb. Oczywiście można tam znaleźć spanie nie tylko w Indiach, ale na całym świecie. Bardzo polecam, korzystamy z niego od roku i za każdym razem jestem zadowolona. Dodatkowo jeśli użyjesz tego linku dostaniesz 110 zł na swoją pierwszą podróż. Warto wykorzystać :)

Jeden hotel znaleźliśmy również na booking – tutaj również mogę sprezentować Wam zniżkę przy użyciu tego linku otrzymujecie 50 zł na swoją podróż. Mniej, ale też się przydaje.

 

Jeśli spodobał Ci się ten wpis, polecam również poprzedni – Indie – 5 rzeczy które na pewno Cię zdziwią!

I oczywiście zapraszam na warsztaty z indyjskim klimatem w tle :) Szczegóły poniżej:

Szkoła Jogi online
w Twoim domu

Chcę poczytać więcej >>>

Co otrzymasz?

  • Wysoką jakość domowej praktyki jogi w każdym wymiarze.
  • Dostęp do unikalnych materiałów niedostępnych nigdzie indziej w sieci.
  • Kameralną atmosferę w obliczu wzajemnego wsparcia wyjątkowej społeczności

Dołącz do nas >>>

Jeżeli spodobał Ci się wpis, to znajdź mnie proszę tutaj:

I dołącz do naszej Tajnej Grupy na Facebooku

Albo zapisz się do darmowego newslettera, aby otrzymywać dodatkowe materiały i treści.

 

 

 

No more articles
Close