Niby najbardziej ze wszystkiego lubię lato. I upał, wakacje, wyjazdy. Jednak to właśnie jesienią, w tej chlupie i braku słońca, wypoczywam najlepiej. I pracuję najbardziej efektywnie.
Jednocześnie wcale nie narzekam na pogodę, choć to przecież ciepło i jasno kocham najbardziej na świecie.
Może to kwestia jakichś wewnętrznych sprzeczności czy rozedrgania emocjonalnego, bo mówię jedno, robię drugie. Niby kocham się w lecie, a jednak hołduję jesieni. Jednak chyba wszystko sprowadza się po prostu do tego, że kocham nasz klimat. Za pory roku. Za to że nie jest ciągle tak samo. I że wszystko przemija.
Generalnie jestem pracowita. Przynajmniej tak mówią. Mam to chyba gdzieś wpisane w kodzie DNA, bo uczyć się i robić lubiłam od zawsze. Mam jednak tę wrażliwość na to co wokół i na to co we mnie. I gdy widzę, że wszystko zwalnia i szykuje się do snu zimowego, to jakaś cząstka mnie mówi, że i na mnie przyszedł czas.
Czas na to, by popatrzeć sobie z boku na ten świat, który biegnie. Okryć się ciepłym kocem i mieć świadomość, że po jednym pociągu ZAWSZE przyjedzie następny. Przez co nie muszę katować się i gonić, po to tylko by zdążyć do odpowiedniego wagonu.
Jesień jest kobietą
Jesień musi być kobietą, bo ma tę niesamowitą siłę, z którą po prostu nie sposób dyskutować.
I jak mówi siadaj, to ja zwyczajnie siadam i jeszcze nakrywam się kocem. Jak podsuwa pod nos stosy książek – te same, o których zawsze mówię: jak tylko znajdę czas, to poczytam – bez marudzenia po prostu sięgam po jedną, bo wiem, że ten czas nadszedł właśnie teraz. A jak delikatnie podpowiada, że chyba czas najwyższy na gorące kakao, to je sobie po prostu robię. Często w połączeniu z jesiennym ciastem.
W życiu nie zawsze trzeba być na 100%
I pisząc to, spoglądam na kota, śpiącego tuż obok. I choć wiem, że spanie generalnie leży w kociej naturze, to uspokajam się jeszcze bardziej. Upewniam się w przekonaniu, że jesień to pora hibernacji. Trochę półsnu, takiego, że niby jestem, ale jednak zamiast robić, chcę obserwować.
Jesień to taki czas, w którym wolę być bardziej “w” niż “poza”. I nie chodzi tylko o wnętrze mieszkania, ale również o swoje własne. Więcej słucham, siebie i innych, mniej mówię.
Do tego dochodzi jakaś nieuzasadniona chęć porządków i przestawiania. Wiosną świat budzi się do życia i potrzebuje przestrzeni, luzu i nowego spojrzenia. Teraz bardziej pragnie ciepła, pluszu i przygaszonego światła. Z szaf wychodzą więc koce i ciepłe skarpety, duże kubki, termosy i dzbanki na herbatę.
Traktuj siebie z miłością
Skoro zmieniają się pory roku, to i my również musimy się zmieniać. Nie możemy oczekiwać, że gdy rano zadzwoni budzik, a my zaczniemy narzekać, że tak bardzo nie chce nam się wstać, bo nie ma słońca – to ono okaże swoje miłosierdzie i przyjdzie. I zrobi taki upał, że będzie trzeba wyciągnąć z pudła kąpielówki i klapki. Tak nie będzie, dlatego zamiast narzekać, lepiej się po prostu dostosować.
Ciepłe kapcie w zasięgu stopy, żeby z samego rana nie stawać na zimnej podłodze. Lampka przy łóżku, którą możemy zapalić jeszcze leżąc, zamiast rozbijania się po omacku do włącznika. Puchaty szlafrok, najlepiej taki zostawiony na noc w pobliżu grzejnika (do zapamiętania również na zimę!).
Potem gorąca kawa, herbata czy to co lubisz. Ciepłe śniadanie zjedzone na siedząco, a nie kanapka zagryzana w pośpiechu przy jednoczesnym wciąganiu buta i poszukiwaniu kluczy od domu.
Spokojna muzyka, która koi zmysły, a nie tylko taka, którą słyszymy z budzika nastawianego na drzemkę po raz piętnasty.
I ta kawa, to też ważne, że pita z ładnego kubeczka, najlepiej w towarzystwie, a nie z plastiku gdzieś w drodze.
Wolniej
Bo tu nie chodzi tylko o tę poranną kawę czy jaglankę zjedzoną przy stole, a o nasze życie. O całą naszą codzienność. O to czy dominuje w niej pośpiech, bylejakość i niechlujstwo? Czy może jednak mamy w niej czas na drobne przystanki, odpoczynki, na to by rozejrzeć się wokół?
Chodzi o te małe rytuały sprawiające, że od rana chce nam się żyć. I że chce nam się tak aż do samego wieczora.
Bo do elegancko podanej kawy, głupio podbiec w dresie i z kołtunem na głowie. To aż chce się przysiąść, uśmiechnąć i w głowie pozytywnie ułożyć plan na cały dzień. A po wszystkim nawet umyć naczynia. Wtedy to i ten deszcz, zamiast mokrej uciążliwości, staje się melodią, co to do tego czarnego napoju tak pięknie pasuje.
Luksus to nie tylko pięciogwiazdkowy hotel. To nie tylko Porsche i dom pełen służby.
Prawdziwy luksus rodzi się w głowie. A rodzi się z tego, jak traktujesz się na co dzień. Od Ciebie zależy, czy dasz sobie czas by odetchnąć codziennie. Czy pozwolisz sobie złapać kolory jesieni. To Ty wybierasz czy spodnie z dziurą czy raczej te “do ludzi”. Czy na głowie kołtun, czy może jednak kok.
Taki luksus domowy, najlepszy, bo z myślą o sobie.
Szkoła Jogi online
w Twoim domu
Chcę poczytać więcej >>>
Co otrzymasz?
- Wysoką jakość domowej praktyki jogi w każdym wymiarze.
- Dostęp do unikalnych materiałów niedostępnych nigdzie indziej w sieci.
- Kameralną atmosferę w obliczu wzajemnego wsparcia wyjątkowej społeczności
Dołącz do nas >>>
Jeżeli spodobał Ci się wpis, to znajdź mnie proszę tutaj: