Moja mama powiedziała mi kiedyś, że obecnie w ciągu jednego dnia człowiek jest bombardowany większą ilością informacji niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu przez całe swoje życie. Nie wiem gdzie to wyczytała i kto prowadził badania na ten temat. Stawiam na amerykańskich naukowców. Ale głowy nie dam.

Natłok informacji to zjawisko, które nie pozostaje bez echa. W języku angielskim powstało nawet nowe słowo – infovore – które oznacza osobę o ogromnym apetycie na gromadzenie i przyswajanie nowych informacji. W Polsce już kilka razy spotkałam się w określeniem „ćpanie wiedzy”. Są osoby, które potrafią spędzać długie godziny, dni, tygodnie a nawet lata na poszukiwaniu ciekawych danych. I przygotowywaniu się do życia.

Ćpanie wiedzy

Tematyka rozwoju osobistego jest w Polsce obecnie na topie. Gdy czasami przyglądam się ilości wypuszczanych na rynek kursów, szkoleń i webinarów, zaczynam mieć wątpliwości, czy za chwilę nie stanie się tak, że więcej będzie twórców niż odbiorców.

Jasne. Raz na jakiś czas każdemu przyda się pogłębienie wiedzy czy jakieś dodatkowe warsztaty, jednak we wszystkim ważny jest umiar. Odnoszę wrażenie, że wokół szeroko pojętej tematyki rozwoju osobistego, wytworzyła się już swego rodzaju subkultura. Grono osób, które nie wyobrażają sobie dalszego życia bez pogłębiania wiedzy. Czytają kolejne poradniki, wykupują szkolenia, słuchają podcastów.

Oczywiście “dealerzy” wiedzy bardzo sprytnie to wykorzystują, przekonując w swoich reklamach, że to właśnie ich kurs jest tym ostatnim, brakującym ogniwem, które wreszcie pozwoli Ci postawić ten upragniony krok na przód.

Rozmawiałam nawet ostatnio na ten temat z jedną z koleżanek, która jest zawodowym coachem. Obie jesteśmy zapisane na facebooku do jednej z grup zrzeszających osoby zainteresowane marketingiem i małym biznesem. Nie mogłyśmy wyjść z podziwu nad obecnym pędem do wiedzy i niekończącym się dokształcaniem, jaki udało nam się zauważyć. Pamiętam, jak natknęłam się tam kiedyś na post, w którym jedna z dziewczyn pytała o to, jakie książki rozwojowe ostatnio przeczytaliśmy. Gdy posypały się długie listy mądrej literatury, miałam wrażenie, że ja w ciągu 3 lat nie przeczytam tyle tekstu, włączając w to nie tylko wszystkie głupie i mądre książki, ale nawet wszelkie instrukcje obsługi, przepisy kucharskie i gazety czytane w kolejce do fryzjera.

Nie mam pojęcia, jak one to robią, że wystarcza im życia na wszystkie te rozwojowe książki. Choć mam wrażenie, że być może czasu wystarcza na książki. Ale na życie samo w sobie już nie.

Naukowe zbieractwo

Obecnie zmienia się kierunek naszego zbieractwa. Fizycznych rzeczy często mamy mniej, stawiamy na mobilność. Chcemy się przeprowadzać i podróżować. Jednak zamiast tego przerzucamy się na kolekcjonowanie informacji. Spora część z nich jest nam zupełnie niepotrzebna, jednak wolimy ją sobie zaaplikować tak „na wszelki wypadek”, “na zapas”, bo może kiedyś się przydać. A to zupełnie niczym nie różni się to od gromadzenia przedmiotów.

Internet, a zwłaszcza smartphony, umożliwiły nam natychmiastowy dostęp do informacji z każdego miejsca na ziemi. Zdajemy sobie sprawę, że tylko kilka kliknięć dzieli nas od odpowiedzi na wszystkie nurtujące pytania. Z tą różnicą, że wraz z każdą odpowiedzią, pojawia się ich coraz więcej.  Tą drogą staramy się również rozwiązać wszystkie nasze problemy. Nawet zdrowotne czy psychiczne. W końcu doktor Google zastępuje nam teraz wszystkich lekarzy, od urologów po psychiatrów.

Jednak łatwy dostęp do informacji, to również ogromne ryzyko uzależnienia. I ciągłej potrzeby posiadania tej poduszki bezpieczeństwa, bez której nie jesteśmy w stanie spokojnie funkcjonować.

Życie to premiera bez próby generalnej

Zastanów się, czy przyswajanie informacji i czytanie kolejnych poradników nie stało się dla Ciebie substytutem przeżywania życia na własnej skórze? Albo skuteczną metodą na odwlekanie działania w czasie? Zawsze przecież możesz powiedzieć, że jeszcze nie jesteś gotowa. Jeszcze nie skończyłaś kolejnego kursu, nie przeczytałaś wszystkich rozwojowych książek i nie wysłuchałaś ważnego webinaru.

Masz natychmiastowe usprawiedliwienie na to, że wciąż stoisz w miejscu.

I nie piszę tego z perspektywy osoby, która nie ma pojęcia o czym mówi. Swego czasu sama, będąc w potrzasku miłosnych niepowodzeń, w poradnikach szukałam leku na całe zło tego świata. Siedziałam z nosem w książkach, zamiast rozejrzeć się wokół i po prostu zacząć działać. Zawsze wydawało mi się, że jeszcze za wcześnie, jeszcze nie wiem wszystkiego, przecież tym razem chcę zrobić to porządnie i nie popełniać już żadnych błędów.

Zapomniałam chyba o tym, że życie to operacja na żywym organizmie. Do której żaden poradnik nie jest w stanie nas przygotować.

Nie pamiętam już gdzie, ale natknęłam się wtedy na takie zdanie:

Być może zamiast przygotowywać się do życia, wystarczy troszeczkę pożyć?

Mi pomogło. Dlatego posyłam dalej, bo wiem, że utknąć jest bardzo łatwo. I czasem naprawdę potrzebujemy głosu z zewnątrz, który powie nam, że wszystko jest OK i że naprawdę najwyższy czas zacząć działać.

Na ostatnich jogowych warsztatach miałam okazję odbyć długą i naprawdę wartościową rozmowę z jedną z nauczycielek. W pewnym momencie spytała mnie:

– Wiesz, kto najwięcej się uczy?

– Ten, który najbardziej się boi. 

Sama sobie odpowiedziałam.

Pytanie brzmi teraz: czego tak panicznie się boimy?

Jeżeli spodobał Ci się wpis, to znajdź mnie proszę tutaj:

I dołącz do naszej Tajnej Grupy na Facebooku

Albo zapisz się do darmowego newslettera, aby otrzymywać dodatkowe materiały i treści.

 

 

 

No more articles
Close