Wróciliśmy wczoraj w nocy po cudownym włoskim wyjeździe. Weszłam do domu i to o czym marzyłam najbardziej to… filiżanka herbaty. Nie dlatego, że wyjazd mi się nie podobał. Również nie przez to, że mam jakieś trudne do opanowania przyzwyczajenia i nie potrafię żyć bez kubka jakiegoś określonego naparu.

Po prostu kocham tę swoją codzienność i nie zamieniłabym jej na żadną inną.

Podróż w codzienności

Lubię podróżować. Powiedziałabym nawet, że kocham pozostawanie w drodze. Jednak moim zdaniem cała magia podróży wynika z tego, że jest choć trochę odświętna, że nie dzieje się na co dzień.

Gdy realizują się jakieś nasze marzenia, albo gdy odwiedzamy miejsca, które od dawna chcieliśmy zobaczyć, czujemy pełnię szczęścia. Jednak szczęście ma to do siebie, że pełnym radości się bywa, a nie jest się cały czas. I to jest właśnie najpiękniejsze. W przeciwnym wypadku wszystko zlałoby się w niewyraźną, ciągnącą się masę. Stałoby się rutyną, z której ciężko jest wyodrębnić jakiekolwiek wzniosłości.

Tymczasem to właśnie te przerywniki, te drobinki złota w pyle codzienności sprawiają, że są chwile, w których płaczesz z zachwytu lub śmiejesz się do rozpuku.

Dlatego gdy ktoś mnie pyta, czy chciałabym wyruszyć w roczną podróż dookoła świata, to zawsze mówię, że nie. Nie chciałabym. Zdecydowanie bardziej wolę sobie tworzyć ten warkocz codzienności i przeplatać go na zmianę tym co słodkie i gorzkie. Lub po prostu normalne.

Owszem, kawa z widokiem na morze smakuje wybornie. Jednak nie wyróżniałaby się niczym, gdyby była jedną z setek kaw wypijanych w ciągu roku.

Praca do której lubię wracać

Istnieje coś takiego, jak szok pourlopowy. Czyli moment, w którym po powrocie z wakacji musisz wrócić z powrotem do pracy. Wiele osób odczuwa zawiązany z tym dyskomfort i stara się odwlec ten moment jak najdalej.

Wyjeżdżając do Włoch, obiecałam sobie tydzień bez bloga. Bez wpisów, bez maili, bez komentarzy. Jedynie Instagram i krótkie posty na Facebooku, bo niektórymi rzeczami chciałam dzielić się na bieżąco.

Zastanawiałam się, czy pisania będzie mi brakować.

Brakowało. I to mocno. Dziś zasiadłam przed komputerem z nieskrywaną radością. Nie jakbym z urlopu wróciła do szarej rzeczywistości. Bardziej jakby nadszedł wreszcie czas, na który długo czekałam.

Głęboko wierzę w to, że osoby mające problem z powrotem do domu i pracy, tak naprawdę nie do końca stworzyły dla siebie odpowiednie miejsce na tej ziemi. Zarówno pod kątem osobistym jak i tym zawodowym.

Jest taka anegdota o Sokratesie, który pewnego dnia został zaczepiony przez podróżnika. Przyjezdny spytał mędrca, czy dobrze mieszka mu się w Atenach, bo sam jest zainteresowany przeprowadzką. Filozof odpowiedział pytaniem – a jak mieszka ci się w twoim? Źle – odpowiedział podróżnik. To i tu będzie ci się źle mieszkało – skwitował Sokrates.

Kilka dni później został zaczepiony przez innego podróżnika, który również chciał wiedzieć, jak mieszka się w Atenach, bo brał pod uwagę przeprowadzkę. Na pytanie – jak ci się mieszka w twoim mieście? – odpowiedział, że dobrze. To i tu będzie ci się dobrze mieszkało – powiedział bez cienia wątpliwości mędrzec.

To my tworzymy warunki i miejsce, w którym przebywamy. Tak samo jak problem nie tkwi w naszej pracy czy w miejscu zamieszkania, ale w nas samych.

Jak pisał Myśliwski:

“Że szczęścia należy szukać w sobie a nie naokoło. Że nikt go człowiekowi nie da, jak sam sobie go nie da. Że szczęście jest nieraz bliziutko, może w tej ubogiej izbie, gdzie się całe życie żyje, a ludzie Bóg wie gdzie go szukają.”

Marzenia stające się rzeczywistością

Praca, którą lubimy, rodzi się z pasji. Ona zaś prowadzi nas krok po kroku coraz bliżej w kierunku spełniania naszych marzeń.

Moje dwa, całkiem spore, marzenia również stają się coraz bardziej prawdziwe i bliskie, więc głupio mi jest trzymać wszystko dla siebie.

Po pierwsze primo – piszę książkę, która prawdopodobnie pojawi się w sklepach już jesienią. Będę na pewno uchylać jeszcze rąbka tajemnicy, zwłaszcza, że jest kilka miejsc, w których potrzebuję Waszej porady i opinii. Nie byłoby pomysłu na książkę, gdyby nie blog. Nie byłoby bloga, gdyby nie Wy, dlatego chciałabym, by i ten krok odbywał się z Waszym udziałem.

Po drugie primo – równie rzeczywiste stają się wrześniowe warsztaty jogowe. O szczegółach jeszcze będę dawała znać. Polecam również dołączenie do jogowej grupy na Facebooku, tak żeby nic nikomu nie umknęło.

A ja tymczasem wrócę sobie do przeczesywania mojej codzienności. Okraszonej delikatnie tym co niespodziewane.

Jeżeli spodobał Ci się wpis, to znajdź mnie proszę tutaj:

I dołącz do naszej Tajnej Grupy na Facebooku

Albo zapisz się do darmowego newslettera, aby otrzymywać dodatkowe materiały i treści.

 

 

 

No more articles
Close