Blogowo-życiowe podsumowanie kwietnia. Trochę o tym, co u mnie, co się zmienia, a co pozostaje na miejscu. Do tego kilka fajnych poleceń filmowych, muzycznych i książkowych.
Wszystkie zdjęcia we wpisie pochodzą z mojego Instagrama, gdzie jak zawsze serdecznie Was zapraszam, bo jest to najszybsza i najbardziej aktualna forma kontaktu.
Na końcu wpisu tradycyjnie znajdziecie tapety na pulpit i telefon, więc jeśli nie chcecie czytać, to wiecie, gdzie szukać ;)
Kwiecień był nad wyraz spokojny.
Poza tym mam wrażenie, że ta wiosna, która powinna być, a jej nie ma, włączała mi jakiś taki stand by. Niby wszystko OK, ale mam jakieś dziwne wrażenie, że działam na zwolnionych obrotach.
Chciałabym…
Chciałbym przed wszystkim słońca. Nie mówię, że zaraz żar tropików, ale chociaż odrobinę. Zwłaszcza, że czas najwyższy zabrać się już za mój wymarzony i upragniony balkon.
Pomysły na balkon w stylu urban jungle, czyli mniej więcej kierunek w którym będę zmierzać, już Wam pokazywałam. Mam już kilka sadzonek, wyhodowanych z nasion, ale jeszcze trochę szkoda jest mi wynosić je na dwór, żeby nie zmarzły.
Dlatego czekam na te pierwsze promienie wiosennego słońca, które dobrze zrobią nie tylko mi ale i roślinkom.
Pracuję nad…
Powrotem do rytmu. Takim z regularnym nagrywaniem filmów na YouTube chociażby, bo te wieczne wyjazdy i przeprowadzki jakoś mnie od tego odzwyczaiły. A liczba wiadomości i maili z pytaniem kiedy będzie nowa lekcja, utwierdza mnie w przekonaniu, że jednak warto.
Ostatnio poczyniłam nawet pierwsze kroki ku nagrywaniu, jednak okazało się, że nasze mieszkanie jest jakieś takie małe i nieustawne, że nie da się tego zrobić tak, żebym cała mieściła się w kadrze. Pozostaje kombinować dalej ;)
Nie wiem, może rozejrzę się za wynajęciem jakiejś sali, albo zaprzyjaźnię się z kimś, kto ma większe mieszkanie.
Cieszę się…
Cieszę się z tego, że jest maj. To jeden z moich ulubionych miesięcy zaraz po lipcu. Ale w tym drugim są moje urodziny, więc to raczej zrozumiałe.
Co do maja – zawsze był dla mnie takim wyznacznikiem wiosny w pełni i zbliżających się wakacji. Majówki, grille, pierwsze wyjazdy, wycieczki rowerowe. Hmmm w tym roku chyba będzie trzeba trochę odłożyć je w czasie.
Poza tym ogromnie cieszę się z tego, że już za niecałe dwa tygodnie lecę do Brukseli. Nigdy jeszcze tam nie byłam, więc cieszy już samo miasto. Jednak jeszcze więcej radości sprawia mi fakt, że lecę tam w odwiedziny do mojej najlepszej koleżanki z liceum. Siedziałyśmy razem w ławce calutkie trzy lata. A teraz, nawet gdy każda z nas mieszkała w zupełnie innym państwie, starałyśmy się mimo wszystko spotykać, jeśli nasze wizyty w Polsce się pokrywały.
Tych którzy w Brukseli byli lub stałych bywalców – bardzo proszę o polecenie miejsc, które warto odwiedzić. Jak znam życie, osoby mieszkające tam dłużej – w tym moja koleżanka – mają już taki trochę filtr, który fajne dla przyjezdnych rzeczy, traktuje jako normalność.
Jestem wdzięczna za…
Nawet takie głupie rzeczy jak mobilność. To że do koleżanki mogę sobie polecieć kiedy tylko chcę i to za śmieszne pieniądze. Kiedyś byłoby to nie do pomyślenia.
Z drugiej strony jednak, Freud pisał kiedyś coś w rodzaju: “Fajnie, że ludzkość wymyśliła telefony, dzięki temu może się kontaktować z synem mieszkającym wiele kilometrów od domu. Z drugiej jednak strony – gdyby nie wynaleziono pociągów, syn by nie wyjechał.”
Jak zawsze, każdy medal ma dwie strony.
Oglądam…
W tym miesiącu nie popisałam się oglądalnictwem nic a nic. Jakoś tak nie miałam ochoty, poza tym nie wpadło mi w ręce nic takiego, co bardzo chciałabym obejrzeć.
Po zeszłomiesięcznej fascynacji Jimem Carrey’em w “Człowieku z księżyca” przyszedł czas na inne filmy z jego udziałem. Tu nie było aż tak ciekawie. Na pierwszy ogień poszedł I love you Philip Morris, który jeszcze jakoś tam dawał radę. Kolejny był Ace ventura, ciężki do zniesienia. Wiem, że kiedyś to był megahit, dlatego zastanawiam się – czy to ludzkie poczucie humoru tak się zmienia? Czy to po prostu zupełnie nie mój klimat?
Jednak żeby nie było, że w tym miesiącu same buble: jest już nowy sezon Fargo. Jeśli nie widzieliście dwóch poprzednich, to bardzo polecam. Jeśli widzieliście, to czeka nas trochę czekania – w tej nowej serii są dopiero dwa odcinki. Ale wydaje się, że będzie tak samo dobry, jak poprzednie.
Czytam.
Równowaga w przyrodzie została zachowana. Jak w oglądalnictiwe słabo, to za to było co czytać ;)
“Nic nie zdarza się przypadkiem” Tiziano Terzani
Książka, którą polecam wszystkim, za każdym razem jak tylko ktoś pyta o to, co ciekawego czytałam. A jak nie pyta, to i tak polecam.
Zaczęłam czytać w zeszłym miesiącu, potem potrzebowałam małej przerwy, bo książka ma w sobie naprawdę bardzo duży ładunek zarówno emocjonalny jak i informacyjny. Kończąc, chciałam odwlec ten moment w nieskończoność i dosłownie cedziłam każde słowo, żeby jeszcze coś jednak zostało.
Krótko mówiąc – polecam.
“Traktat o łuskaniu fasoli” Wiesław Myśliwski
Tutaj, podobnie jak w przypadku książki Tiziano – tego nie łyka się na raz i po łebkach. Lepiej dawkować pomału i zostawiać przestrzeń na zastanowienie się.
Dlatego wciąż jest w czytaniu.
“Czarodziejka” Agnieszka Płoszaj
A to za to książka, którą połyka się szybko. I wcale nie dlatego, że jest aż tak wciągająca. Chyba trochę nie mój klimat. Sam pomysł na historię jest spoko, do mnie jednak nie trafiały ani postacie, ani dialogi. Zwłaszcza, że wiele z nich pojawiało się zupełnie niepotrzebnie.
Co jednak nie świadczy o tym, że jest zła. Zwłaszcza że ja nie jestem żadnym krytykiem literackim.
“Największe kłamstwa naszej cywilizacji” Beata Pawlikowska
Kolejna, którą łyka się w locie, ale być może takie było jej założenie. Dużo oczywistości i bardzo nieprzyjemny ton pisania. Trochę jakby próba zrobienia z czytelnika idioty. Dlatego czytałam bardzo po łebkach, wręcz przekartkowałam.
“Autobiografia Jogina” Paramahansa Jogananda
Jeszcze w trakcie czytania, więc więcej opowiem Wam kolejnym razem :)
Zwiedzam.
Na początku miesiąca wróciłam z kursu jogi połączonego z dniami milczenia. O przeżyciach i przemyśleniach już wiecie, bo pisałam. Teraz jak na to patrzę, to aż nie mogę uwierzyć, że poszczęściło nam się z taką piękną pogodą. Przełom marca i kwietnia, góry, a od czasu do czasu można było chodzić w krótkich rękawkach. Zwłaszcza podczas marszu.
Święta spędziliśmy u rodziców, trochę u moich, trochę u mężczyznowych. Utwierdzając się tym samym w przekonaniu, że jednak jestem człowiekiem lasu i wolałabym mieszkać bliżej zieleni.
Udało nam się również na krótką chwilę odwiedzić Wrocław. Z uwagi na nieoczekiwaną zmianę planów i odwołanie kolejnej części jogowego kursu, mogliśmy wybrać się do mojej koleżanki i uczestniczyć w jej ślubie. Powiem Wam, że dawno już nie widziałam tak pięknej Panny Młodej ;)
Mieliśmy również okazję odwiedzić Sky Tower, gdzie jeden z naszych znajomych organizował urodziny. Nie jest to miejsce, w którym chciałabym dłużej pomieszkać, ale widok jest naprawdę niesamowity.
Odkrywam.
W tym miesiącu było tego dużo.
Zaczynając od rzeczy najbardziej prozaicznej czyli wizyty w bibliotece. Jedną z zalet mieszkania w Polsce jest dostęp do książek pisanych po polsku. Przez ostatnie lata musiałam zadowalać się e-bookami. Niestety biblioteka, do której trafiłam, była słabo zaopatrzona. Na szczęście to filia, więc mam nadzieję, że w głównej będzie lepiej.
Dla wielbicieli duńskiego designu mam 10% zniżki na zegarki Fjord. Wystarczy podać hasło: SIMPLIFE.
Z pozostałych ciekawostek coś o czym zawsze zapominam Wam powiedzieć, a jest bardzo przydatne. Poduszki które widzicie na zdjęciu, kupiłam sobie na poprzednich jogowarsztatatch czyli jakoś w styczniu. Moja jest czarna, wypchana łuską gryczaną, mężczyznowa niebieska z płaskurką. Trochę emeryckie, ale nigdy na niczym nie spało mi się tak wygodnie. Te są jakieś no name, ale w internetach na pewno coś takiego znajdzie się bez problemu. Mocno polecam.
Na koniec jeszcze coś dla podniebienia – pizza z grillowaną papryką, cukinią i bakłażanem. Jeszcze nie próbowałam odtwarzania w warunkach domowych, ale brzmi jak całkiem sensowny pomysł na majówkę. Przy okazji może namówię mężczyzna na kolejny wpis gościnny? Tym razem już taki na serio, bo robi najlepsza pizzę na świecie.
I coś nad czym sama się zastanawiam – wyciskarka do owoców. Macie może w domu? Bo chodzi za mną od lat ale jakoś tak nie wiem – warto nie warto? Jak to u Was wygląda? Bo to jednak spory wydatek jest i lepiej przemyśleć sprawę.
Do poczytania.
Ciekawsze wpisy, które ukazały się na blogu, ale mogły Wam gdzieś w międzyczasie umknąć:
- Jak nie utonąć w ciepłej zupie życia? Czyli codzienna rutyna.
- Powiedz sobie – tego nie zrobię! – i miej spokojny weekend.
- Moja pielęgnacja włosów.
- Czy jesteś Zosią Samosią? I dlaczego nie wszystko musisz robić sama?
- Bałagan – jak na Ciebie wpływa? I 8 powodów by się go pozbyć.
- Masz tyle lat, na ile się czujesz.
I wpis który nadal cieszy się dużym zainteresowaniem – zdrowe słodycze – 3 desery z kaszy jaglanej. Dostałam już wiele zdjęć udanych realizacji i zadowolonych jedzących :)
Tapeta z kalendarzem na kwiecień do pobrania.
Żeby tradycji stało się zadość – jak co miesiąc przygotowałam dla Was tapetę z kalendarzem.
Oprócz tej na pulpit jest też oczywiście wersja na telefon.
Jeśli tapeta się spodoba – będę bardzo wdzięczna, gdy udostępnisz informację dalej :)
A w komentarzu podziel się koniecznie, co ciekawego Ciebie spotkało w kwietniu?
I co polecasz do oglądania i czytania :)
Jeżeli spodobał Ci się wpis, to znajdź mnie proszę tutaj:
I dołącz do naszej Tajnej Grupy na Facebooku
Albo zapisz się do darmowego newslettera, aby otrzymywać dodatkowe materiały i treści.