Koniec marca spędziłam na ponad tygodniowym jogowym kursie nauczycielskim. Tam wszystko chodziło jak w zegarku. Śniadanie, obiad, kolacja, medytacje i praktyki o stałej godzinie. Codzienna rutyna, długi spacer, czas na sprzątnie przestrzeni wokół i dbanie o siebie – wszystko następowało po sobie w ustalonym, naturalnym rytmie.

A potem trzeba było wrócić do domu i samemu zadbać o to, by wszystko się nie rozlazło. By nie utonąć w tej ciepłej zupie życia, która jest po prostu wygodna. Gdzie nikt nad Tobą nie stoi i nie pilnuje.

Gdzie bez najmniejszego problemu możesz sobie odpuścić poranną praktykę na rzecz dłuższego spania.

Gdzie wcale nie musisz trzymać się wyznaczonych trzech posiłków dziennie. Wystarczy kilka batoników ukrytych w szufladzie biurka, paczka chipsów do filmu i wyjście z domu bez śniadania, rekompensowane hot-dogiem na stacji.

Gdzie czasem ogrom posiadanych rzeczy i zobowiązań, nie pozwala Ci skupić się na tym, co dla siebie najważniejsze.

I tu pojawia się kwestia podjęcia własnej, świadomej decyzji – czy pływać sobie dalej, beztrosko w tej ciepłej zupie? Czy może włożyć trochę pracy, chęci i wysiłku i wziąć życiowe stery w swoje własne ręce?

Codzienna rutyna – jak się za to zabrać?

Przede wszystkim trzeba pamiętać, że to sprawa bardzo osobista i musi być szyta na miarę. Zupełnie innej rutyny potrzebuje student, a innej żona i matka trójki dzieci. Dlatego można się inspirować, jednak w żadnym wypadku nie powinno się bezmyślnie kopiować ani porównywać.

Warto jednak przeanalizować 5 aspektów, które mogą nam w tej kwestii wiele ułatwić.

1.Prostota.

Mniej rzeczy, mniej zobowiązań, mniej problemów. A sama już rutyna – żeby łatwo było się jej trzymać – musi być prosta. Na dziennej liście podstawowe punkty, które wyznaczają rytm dnia.

Zaplanowany czas na poranną praktykę, ustalone godziny posiłków, zbliżona pora spania. A temu co pomiędzy, pozwólmy spokojnie płynąć. I nie wymagajmy od siebie zbyt wiele – poranna joga może zająć nawet 15 minut. Lepiej krótko codziennie, niż długo raz na dwa tygodnie.

Podobnie w jedzeniu. Tak naprawdę im mniej produktów na talerzu, tym lepiej dla naszego żołądka. Poza tym skomplikowane przepisy już od początku odstraszają nas od gotowania w domu. A to co proste jest szybkie, zdrowe i dobre.

Masę prostych przepisów znajdziecie w zakładce kuchnia.

2.Umiarkowanie.

We wszystkim, co robimy, jak i w tym co planujemy robić, musimy zachować zdrowy rozsądek. Codzienna rutyna to nie wyścig ze sobą, ale raczej ułatwienie.

Tutaj nie chodzi o to, by samemu dla siebie zostać katem i strofować się na każdą nawet myśl o jakiejś jedzeniowej przyjemności czy lenistwie. Nie. Kwestią jest zachowanie zdrowego rozsądku i nie popadanie w skrajności. 

Nie objadamy się, ale też nie jemy za mało. Ćwiczymy, ale wcale nie po 4 godziny dziennie. Dbamy o siebie, co nie oznacza jednak porannego, niekończącego się przesiadywania przed lustrem. Wprowadzamy minimalizm w szafie, jednocześnie pozwalając sobie na swój styl i określoną dla siebie elegancję.

3.Uważność.

Czyli podstawa do tego, by codzienna rutyna nie powstawała wbrew naszej naturze.

To co sprawdza się u kogoś, niekoniecznie musi być dobre u Ciebie. Lubimy podglądać cudze życie, zwłaszcza osób, które w naszym rozumowaniu osiągnęły sukces i kopiować ich zachowania do siebie. Tymczasem tutaj nie o to chodzi. To, czego nie czujemy, co nie wypłynęło z nas i po prostu nie jest “nasze” – najzwyczajniej w świecie nie będzie działać. 

Mówiąc możliwie najbardziej obrazowo – drwal wzorujący się na światowej sławy baletnicy raczej nie zrobi dla siebie nic dobrego.

Dlatego podstawą jest tutaj słuchanie siebie i swojego ciała. Ono wie lepiej, czy chcesz jeść pięć posiłków dziennie czy może raczej trzy. Wie, czy lepiej pracuje Ci się rano czy może wieczorem. Wie, czy joga czy raczej crossfit.

Wystarczy tylko chcieć słuchać.

4.Ograniczenia.

I to takie ograniczenia i obostrzenia które TY sobie wprowadzasz. Z własnej woli. Mając jednak świadomość, że robisz to dla swojego dobra.

Ograniczasz czas spędzany online, leżenie przed telewizorem, spanie do południa czy narzekanie. Nie dlatego, że tak wypada, ale po postu – czujesz potrzebę, by akurat TO zrobić. Codzienna rutyna to czas na przyjemności, ale również na pracę nad sobą.

5.Regularność.

Czyli nie nuda, a raczej umowa, którą podpisujesz ze sobą. W rutynie chodzi przede wszystkim o własne chęci. Nie sztuką jest tworzenie sobie codziennej, turboambitnej listy zadań i późniejsze ignorowanie jej.

Lepiej wymagać od siebie mało, tak by bez problemu się tego trzymać i po prostu być z tego zadowolonym.

(…) Wstać rano, zrobić przedziałek i się odpieprzyć od siebie. Czyli nie mówić sobie: muszę to, tamto, owo, nie ustawiać sobie za wysoko poprzeczki i narzucać planów, którym nie można sprostać. Bez egoizmu, ale bardzo starannie, dbać o siebie i swoje własne uczucia. Poświęcać się temu co sprawia przyjemność.

Ja zapisuję rano, co mam zrobić. A chwilę potem skreślam połowę. To bardzo ważne, by siebie samego nie nastawiać na dzień czy na całe życie tak ambitnie, że niepowodzenie będzie nieuniknione. Jeśli człowiek chce za dużo osiągnąć, zaplanować, zrealizować, to jest stale z siebie niezadowolony. A może po to, by być z siebie zadowolonym, wystarczy robić rzeczy, które są potrzebne, godziwe, warte, dobre, bez wymagania od siebie więcej, niż można osiągnąć.

— Prof. Wiktor Osiatyński

 


W najbliższym czasie sama dla siebie będę próbowała tworzyć określoną rutynę.
Jeśli więc jesteście zainteresowani rozwinięciem wpisu
i szczegółowymi instrukcjami a także przykładowymi jadłospisami
dajcie koniecznie znać.
Poza tym bardzo chętnie poczytam i popatrzę na Wasze działania.
Jeżeli postanowicie okiełznać swoje życie,
pochwalcie się koniecznie w komentarzach, wiadomościach, mailach.
lub na FB czy IG – oznaczajcie wtedy @simplife.pl i #simplifexrutyna
będę podglądać na bieżąco :)

Jeżeli spodobał Ci się wpis, to znajdź mnie proszę tutaj:

I dołącz do naszej Tajnej Grupy na Facebooku

Albo zapisz się do darmowego newslettera, aby otrzymywać dodatkowe materiały i treści.

 

 

No more articles
Close