Blogowo-życiowe podsumowanie marca. Trochę o tym, co u mnie, co się zmienia, a co pozostaje na miejscu. Do tego kilka fajnych poleceń filmowych, muzycznych i książkowych.
Wszystkie zdjęcia we wpisie pochodzą z mojego Instagrama, gdzie jak zawsze serdecznie Was zapraszam, bo jest to najszybsza i najbardziej aktualna forma kontaktu.
Na końcu wpisu tradycyjnie znajdziecie tapety na pulpit i telefon, więc jeśli nie chcecie czytać, to wiecie, gdzie szukać ;)
Jak do tej pory, jest to najbardziej nietypowe zestawienie, ponieważ przygotowuję je jeszcze przed końcem miesiąca. Dokładnie 23.03 siedząc w krakowskiej kawiarni. Ten miesiąc, jak i kilka poprzednich upłynął pod znakiem niespodzianek. Pisałam ostatnio o tym, że chyba moja elastyczność została wystawiona na próbę. I mi się ta próba bardzo podoba. Dlatego z ciekawością się jej poddaję. Mniej planuję, przez co, a może właśnie dzięki temu – więcej mi się przydarza.
Podobnie z Krakowem. Jeszcze wczoraj nie wiedziałam, że tu będę. Dziś siedzę, piszę, patrzę na ludzi i myślę, że to życie jest jednak naprawdę fajne.
Chciałabym.
I tutaj słyszę głośne “ha ha ha” w głowie. Bo chcieć to ja sobie mogę to czy tamto, a i tak stanie się coś innego.
Ale to dobrze, niech się stanie i niech dzieje się nadal.
Jestem wdzięczna za.
W zeszłym miesiącu pisałam Wam, że czeka nas przeprowadzka. Nie zdradzałam gdzie i kiedy. Mam wrodzony problem z dzieleniem się planami zanim zostaną wykonane. Tak samo było i tym razem. Dlatego po fakcie mówię, że wróciliśmy do Polski i za ten powrót właśnie jestem wdzięczna.
Wdzięczna, a może bardziej ucieszona jestem tym, że miałam okazję wystąpić w Pytaniu na śniadanie. I to dwukrotnie. Za pierwszym razem rozmawialiśmy o zaletach olejku rycynowego. Za drugim – o sposobach na miły poranek i wczesne wstawanie. Śmiało możecie klikać w linki, jeśli macie ochotę obejrzeć.
Szalenie wdzięczna jestem również za jogowe warsztaty. Łódź i Warszawa były porządną dawką pozytywnej energii. Obecnie na dłuższy czas wyłączam się z nauczania i sama poświęcam się w pełni pogłębianiu własnej praktyki.
Pracuję nad.
Nad sobą. Nad swoją praktyką i rozwojem jako nauczyciel jogi. Z tego właśnie powodu wpis powstaje wcześniej, bo od soboty będę/jestem na końcu świata. W otoczeniu wspaniałych nauczycieli, medytacji i milczenia.
Na maile, komentarze i inne sprawy nie ciepiące zwłoki, odpiszę po powrocie, proszę o wyrozumiałość.
Dowodzenie nad blogiem na tę chwilę przejmuje mężczyzn, więc jeśli coś mu się pomiesza, będzie nie wtedy kiedy trzeba, albo zapomni o Facebooku – to tu również wyrozumiałość. Dużo wyrozumiałości.
Cieszę się.
Z tego, że jesteśmy już w Polsce. Z tego że ostatnimi czasy sploty wydarzeń, nawet jeśli nieoczekiwane, to okazują się szczęśliwe. I z ludzi, bo tych wartościowych przewinęło się ostatnio wiele.
No i z wiosny rzecz jasna, bo już trochę ja widać :)
Oglądam.
W tym miesiącu obejrzałam dwa filmy. Z czego jeden był świetny, za to drugi niekoniecznie.
Człowiek z księżyca
Delikatnie podkoloryzowana biografia Andy’ego Kaufmana – ekscentrycznego amerykańskiego komika. Główną rolę gra Jim Carrey, który po raz kolejny udowodnił, że jest naprawdę szalenie utalentowanym aktorem.
Oryginalny występ Andy’ego Kaufmana można sobie zobaczyć tutaj. I za to właśnie kocham jutuby :)
Przychodzi facet do lekarza
Ktoś fajnie napisał w komentarzu “Film dla “popkornowców” z poczuciem humoru na poziomie “Kac WAWA”.” :) Mi nie podszedł i w sumie nie będę się rozwodzić nad tym dlaczego.
Czytam.
Nie czytam. W sensie nie mam nic do polecenia. Bo czytanie jako czynność oczywiście ma miejsce. Jednak jest to różnoraka dziwna literatura jogowa, bezpośrednio związana z kursem, więc raczej nieprzydatna w normalnym życiu.
Poza tym, nie wiem czemu, rozmemłałam 3 różne książki. Doszłam gdzieś w okolice pięćdziesiątej strony i porzuciłam. I wcale nie znaczy to, że było z nimi coś nie tak. Po prostu jakoś gubiłam wątek. Nie miałam żadnego tak w pełni wolnego dnia, który mogłabym poświęcić na czytanie – sposób który polecałam Wam poprzednio. A przed samym snem zwykle byłam tak zmęczona, tym szalonym miesiącem, że zasypiałam po 2-3 stronach. Co raczej nie jest dobrym sposobem na to, by dać się wciągnąć. Albo chociażby zainteresować.
Jeśli w przyszłym miesiącu przebrnę przez te pozycje, to powiem Wam co i jak.
Słucham.
Nie wiem czemu, ale w głowie mam ostatnio jakieś wspominki i wakacje. I jeszcze teraz idealnie się złożyło, bo w kawiarni w której siedzę, same polskie przeboje – Kasia Nosowska, Monika Brodka, Mela Koteluk. Wiecie, że ostatni raz na jakimś festiwalu byłam trzy lata temu?
Opener 2014. W pamięci najbardziej zostały mi koncerty naszych rodzimych gwiazd: Artura Rojka i Domowych Melodii. Linkuję Wam całe playlisty, na wypadek, gdybyście mieli ochotę posłuchać.
Chyba tęsknię za takim większym skupiskiem ludzi jak Opener czy Woodstock. Na ten drugi przez baaaaardzo długi czas jeździłam regularnie, głównie jeszcze w czasach liceum. Później całość zrobiła się jakoś przesadnie medialna i oblegana i jakoś tak chciało mi się mniej. Tak teraz myślę – muszę odgrzebać zdjęcia z tego okresu, może być z tego niezły ubaw.
Zwiedzam.
Ten miesiąc to pożegnanie z Danią. Z krajobrazami, które naprawdę uwielbiam. I z morzem prawie na wyciągnięcie ręki – tego będzie mi brakować najbardziej.
Warszawa.
Tu głównie zwiedzanie telewizyjnego wnętrza.
Praga.
Niespodziewany wyjazd. Ten, na którym mężczyzn zgubił kartę ;)
Niemniej jednak bardzo udany. Praga zgodnie z obietnicami – cudowna. Relację zdjęciowo-opiniową przygotuję dopiero po powrocie z kursu, teraz mi się niestety nie udało.
Łódź.
W Łodzi byłam w zeszłym roku w okolicy Świąt i totalnie się zauroczyłam. Teraz przy okazji warsztatów miałam okazję na nowe, świeże spojrzenie. I nadal podtrzymuję swoje stanowisko – Łódź jest piękna i ma naprawdę cudowny i niepowtarzalny klimat. Owszem, jest wiele miejsc które wymagają rewitalizacji i renowacji, niemniej jednak – widać, że cały czas trwają nad tym prace i nic nie utknęło w martwym punkcie.
Kraków.
Krotko i nieplanowanie.
Odkrywam.
Lakiery do paznokci Lily Lolo. Stosunkowo fajny skład, zadowalający wybór kolorów i dobra trwałość.
Kuchenne retro. Czyli nowości w naszej nowej kuchni. Ładnie wyglądają i spełniają swoją funkcję. Czajnik pokazuje temperaturę wody, co jest idealną opcją dla miłośników zielonej herbaty. Nie da się ustawić grzania do określonej temperatury, ale zawsze można po prostu kontrolować sobie wskazówkę.
Do tego ekspres do kawy taki jak w Gilmore Girls, pierwszy raz mam taki wynalazek, ale jest fajny. Sprawdza się zwłaszcza wtedy, kiedy mamy gości.
Do poczytania.
Ciekawsze wpisy, jakie ukazały się na blogu, a które mogły Wam gdzieś w międzyczasie umknąć.
- Co joga może dać współczesnemu człowiekowi?
- Gdy hygge to za mało. Dlaczego wróciliśmy do Polski?
- Z czego jesteś dumna?
- Masz zły dzień? Kilka sprawdzonych sposobów na poprawę humoru.
- Jesteś w tym dobra. Na pewno dasz radę!
- Gdyby człowiek wiedział, że się przewróci, to by sobie usiadł.
Tapeta z kalendarzem na kwiecień do pobrania.
Żeby tradycji stało się zadość – jak co miesiąc przygotowałam dla Was tapetę z kalendarzem. Jest wersja na pulpit jak i na telefon.
A co ciekawego Ciebie spotkało w marcu?
Jakie ciekawe rzeczy polecasz do oglądania i czytania :)
Jeżeli spodobał Ci się wpis, to znajdź mnie proszę tutaj:
I dołącz do naszej Tajnej Grupy na Facebooku
Albo zapisz się do darmowego newslettera, aby otrzymywać dodatkowe materiały i treści.