Ze słowem hygge jako takim pierwszy raz zetknęłam się nieco ponad 2 lata temu. Przygotowywaliśmy na uczelni charakterystykę duńskich domów  i literatura fachowa głosiła, że muszą być “hyggeligt”. Po kilku miesiącach życia w Danii, nie miałam bladego pojęcia, co to może znaczyć. Spytałam więc pracujących ze mną w grupie Duńczyków. Odpowiedź brzmiała: takie tam “nice”, “cosy” i ogólnie to “bullshit”.

Po dwóch latach “hygge” staje się słowem roku. A wszystko co jest “hyggeligt” sprzedaje się jak świeże bułeczki.

Szczerze mówiąc, wcale nie miałam w planach takiego wpisu. Jednak ilość Waszych pytań odnośnie tego, czy napiszę coś o hygge, najzwyczajniej w świecie mnie do tego zmusiła. Dlatego zaczęłam. Najpierw po swojemu, potem, żeby artykuł nie był jednostronny, poprosiłam o pomoc znajomych i nieznajomych, mieszkających tu dłużej niż ja. 

I gdy zebrałam sobie wszystkie moje i ich przemyślenia, wyszło tego dużo. Naprawdę bardzo, bardzo dużo, mimo iż starałam się pomijać wszystkie pomniejsze sprawy. Dlatego postanowiłam rozbić całość na kilka oddzielnych artykułów. To co dziś czytacie, to pierwsza część. Mam nadzieję, że całość Wam się spodoba :)

Z corocznych pomiarów, prowadzonych nie wiadomo przez kogo i nie wiadomo na jakiej podstawie, wynika, że Duńczycy są najszczęśliwszym narodem na świecie. Nic więc dziwnego, że coraz więcej osób wpada na pomysł, by tę umiejętność zmonetyzować. 

Samo słowo hygge do niedawna nie było jeszcze znane nikomu, rzec jasna oprócz rodowitych Duńczyków i zakochanych w tym języku filologów. Nagle ni stąd, ni zowąd zagościło wszędzie. Książki o tymże tytule w ciągu ostatnich kilku miesięcy zmonopolizowały polski rynek, a z tego co udało mi się wyczytać na zagranicznych portalach – w Wielkiej Brytanii jest zdecydowanie gorzej.

Cała zabawa była od samego początku genialnym posunięciem marketingowym. Sposobem na wyłudzenie pieniędzy zwłaszcza od Brytyjczyków. I zwabienie turystów do, stety niestety, rzadko odwiedzanej Skandynawii. My jako Polacy jesteśmy nieco poza głównym targetem, nie oszukujmy się, że dla nas jest tu bardzo drogo, że mało kto postanowi urządzić sobie wczasy na północy Europy.

Co to znaczy hygge?

W wolnym tłumaczeniu słowo hygge oznacza przytulność, komfort, bezpieczeństwo, relaks, radość ze spotkania i panującej atmosfery. Na potrzeby książek pojawiają się jeszcze ciepłe koce, gorące herbaty i obowiązkowe świeczki.

hygge

skagen.com

Były Francuzki, Koreanki, teraz przyszedł czas na Danię.

Pamiętacie jeszcze szalejąca modę na wszystko związane z Francją i Paryżem? Francuzki nie tyły, zawsze dobrze wyglądały, a ich dzieci nigdy nie płakały. Potem przyszedł czas na Azjatki i ich sposoby na piękną cerę.

Jako że Dunki nie uchodzą za przykład dbania o siebie i wyglądu jakiegokolwiek, trzeba było skupić się na czymś innym. Wybór padł na “hygge”. Bo to takie milusie. I w sumie kto by nie chciał przepisu na szczęście instant?

Tym sposobem słowo “hygge” stało się tak nierozerwalne z Danią, jak do tej pory “chic” z Francją. Taki zabieg okazał się trafionym w dziesiątkę sposobem na spieniężenie duńskiej szczęśliwości:

[…] sprzedawanie książek o tej tematyce to raczej chwyt marketingowy, brandingowy, mający na celu wypromować duńską markę a w tym przypadku jest to filozofia szczęścia i tej „przytulności”, trochę zawłaszczona przez Duńczyków. Rzeczywiście w ostatnim czasie namnożyło się tych książek trochę (zbieg okoliczności…? ;) – takiego też zdania jest mój mąż [Duńczyk] – ma to na celu wypromowanie duńskiej marki, sposobu na życie i przyciągnięcie turystów, klientów (np. kupujących duńskie poduszki bo to jest „hyggelig”), zwłaszcza w Anglii. Jakiś czas temu takie same zabiegi marketingowe dotyczyły duńskich kryminałów.

Hygge jedzenie.

Z tego co dowiaduję się od czytelników, wynika, że jednym z obowiązkowych punktów każdej książki są przepisy kulinarne. Oczywiście takie przekazywane z pokolenia na pokolenie, bazujące na samodzielnie zerwanych w sadzie jabłkach i ręcznie roztartych w moździerzu przyprawach. Rzecz jasna – jabłonka również nie jest przypadkowa, bo posadzona przez pradziadka, a moździerz to pamiątka po praprababci.

Do tego oczywiście dochodzi bajkowa atmosfera, rodem z reklam margaryny, wspólne śniadania, picie grzanego wina pod kocem, obowiązkowe kardamonowe drożdżówki i jeszcze więcej opowieści o babciach, ciociach i przyjaciołach.

Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie fakt, że w przeważającej większości Duńczycy nie gotują. Chętnie korzystają z półproduktów i gotowych potraw, więc cała sztuka kulinarna w dużej mierze opiera się na odgrzewaniu.

Nie wierzycie? Na dowód mogę Wam sprzedać historyjkę z uczelni – na jednym z semestrów projektowaliśmy osiedle mieszkaniowe. W bardzo wstępnej fazie projektowej, odpowiedzialni za to Duńczycy z mojej grupy, wyrysowali kuchnię bez okien. Gdy zdziwiona zapytałam – dlaczego tak? – stwierdzili, że kuchnia to przecież pomieszczenie, w którym się praktycznie nie przebywa.

Odnośnie zaś przepisów, które znajdujecie w książkach, historia jednej z osób która pomogła w pisaniu artykułu:

“Widziałam nawet niedawno na jednym z blogów na fb przepis na racuchy z książki „Hygge”, pokazałam ten przepis mężowi [Duńczykowi] a on zdziwiony, bo w Danii nie je się takich racuchów i on nigdy o czymś takim nie słyszał.”

Do rodzinnych i otwartych Duńczycy też nie należą, ale o tym opowiem więcej w kolejnej części.

Hygge – o co chodzi z tymi wszystkimi świeczkami?

Przede wszystkim – w Danii jest ciemno. I to często całymi dniami. Choć ta jesień i zima jest dla miasteczka w którym mieszkam wyjątkowo łaskawa, to pamiętam poprzednie lata i konieczność zapalania światła od rana do nocy.

Czyli wyobraźcie sobie taką sytuację: wstajesz – jest ciemno, przez cały dzień również ciemno, potem idziesz spać, i tak – nadal jest ciemno. W takim wypadku aż samo się prosi, żeby sobie tę ciemność jakoś rozgonić i to czymś innym niż ta biedna żarówka. Chociażby po to żeby nie wpaść we wciąż niezbadane odmęty depresji.

Stąd świece – praktyczne i choć odrobinę poprawiające humor podczas długich tygodni bez słońca.

Pamiętam, że jak przyjechałam do Danii, od razu rzuciło mi się w oczy, że Duńczycy nie mają w oknach firan ani zasłon. Znaczy się od czasu do czasu coś tam wisi, jednak w większości przypadków prywatne życie mieszkańców mamy podane na talerzu.

Dodatkowo w okresie jesienno-zimowym w wielu oknach palą się świece. Pytałam wtedy znajomych z roku, co to za dziwny zwyczaj z tym stawianiem świeczników na parapecie. Okazuje się, że tak jak większość zwyczajów i tradycji, ma to swoje historyczne wytłumaczenie. Otóż w czasach ogólnej biedy, miast nie było stać na oświetlanie ulic, dlatego mieszkańcy wystawiali świece w oknach, by chociaż trochę ułatwić robotnikom powrót z pracy do domu.

Ot, tradycja która niektórym pozostała do dnia dzisiejszego. Żaden tam instagramowy fetysz.

Hygge to nie słowo, hygge to ustrój.

Jak widać – nie da się zrozumieć idei “hygge”, be zagłębienia się w historyczne i społeczno-polityczne duńskie niuanse. To oczywiście temat rzeka, o którym można by napisać z milion książek, jednak na potrzeby wpisu warto go chociażby musnąć.

Duńczycy mają mentalność społeczności małomiasteczkowych. Nawet największe miasta, takie jak chociażby Kopenhaga, nie umywają się do polskich pod względem powierzchni a przede wszystkim ilości ludności. Miejscowości są małe, a nawet jeśli są większe, to lubią się w nich tworzyć mniejsze społeczności.

Tutaj wszyscy się znają, a przynajmniej starają się, by tak było. Bezgranicznie sobie ufają – podobno zaczęli zamykać domy i garaże dopiero z uwagi na napływ obcokrajowców.

Poza tym wszyscy czują się tutaj równi. I na myśli mam tutaj rodzimych Duńczyków, temat obcokrajowców to zupełnie osobna historia. Wyznają kult pracy, ale nie w takim naszym, nastawionym na karierę rozumieniu. Tutaj najlepszym powiedzeniem byłoby: żadna praca nie hańbi. Każdy jest traktowany z takim samym szacunkiem od sprzątaczki po właściciela największej fabryki i, co ważne, zarabia praktycznie tyle samo. System podatkowy jest tak skonstruowany, że jeżeli zarabiasz więcej, to również więcej oddajesz państwu. Stąd w kieszeni zostaje podobna ilość koron.

Właśnie dlatego Duńczycy nie mają parcia na rozwój, zdobywanie coraz wyższych stanowisk i awanse. Najzwyczajniej w świecie nie ma to sensu, skoro często wiąże się z większą ilością obowiązków i prawie taką samą wypłatą. Tu nie ma wyścigu szczurów bo… tak naprawdę nie ma o co się ścigać. 37 godzinny tydzień pracy, wolne wieczory i weekendy to po prostu standard.

Swoją drogą – uwierzycie w to, że jeszcze kilka lat temu w moim mieście nie można było zjeść nic poza domem po godzinie 17? Przecież to duńsko-logiczne, że skoro wszyscy kończą pracę o 17, to pani z budki z hot-dogami również.

Teraz trochę się zmieniło. Z naciskiem na trochę. Dłużej otwarte są zwłaszcza galerie handlowe, których i tak jest tutaj jak na lekarstwo.

Prawo Jante.

Nie wiem czy wspominane w książkach, ale w Danii istnieje coś takiego jak Janteloven. Co w najprostszym tłumaczeniu znaczy tyle co “nie wychylaj się”. Dotyczy to wszystkich mieszkańców Skandynawii, niezależnie od wieku, stanowiska czy jakiegoś widzimisię. Mieszkańcy północnej Europy kulturowo dążą do równości. Najwyższą cnotą jest skromność, co na dłuższą metę przeradza się po prostu w przeciętność. Wybitne, wyróżniające się jednostki, myślące chociażby nieco inaczej niż ogół nie są tu mile widziane. A nawet stanowczo potępiane.

Samo pojęcie zostało stworzone przez norweskiego pisarza pochodzenia duńskiego Aksela Sandemose’a. W swojej noweli „Uciekinier w labiryncie” pochodzącej z 1933 roku, przedstawia fikcyjne duńskie miasteczko o nazwie Jante. Nadrzędną panującą w nim zasadą jest „Nikt nie jest kimś specjalnym. Nie próbuj wyróżniać się ani udawać, że jesteś pod jakimkolwiek względem lepszy od innych”.

Schemat zachowań pokazany w książce, przez wiele osób zostaje uznany za wzorzec opisujący zachowania Skandynawów.

Główne punkty to:

1. Nie sądź, że jesteś kimś wyjątkowym.
2. Nie sądź, że nam dorównujesz.
3. Nie sądź, że jesteś mądrzejszy od nas.
4. Nie sądź, że jesteś lepszy od nas.
5. Nie sądź, że wiesz więcej niż my.
6. Nie sądź, że jesteś czymś więcej niż my.
7. Nie sądź, że jesteś w czymś dobry.
8. Nie masz prawa śmiać się z nas.
9. Nie sądź, że komukolwiek będzie na tobie zależało.
10. Nie sądź, że możesz nas czegoś nauczyć.

W dalszej części książki:

11. Nie sądź, że jest coś, czego o tobie nie wiemy.

Krotko mówiąc: nie wywyższaj się. Myśl tak jak wszyscy. Nie staraj się rozwijać i być lepszym.

Konformizm i nachalna skromność to słowa klucze duńskiej kultury. Przeciętność, przeciętność, przeciętność ponad wszystko.

Hygge sprzeda wszystko.

Dychotomia “filozofii hygge” poraża już na samym początku. Z jednej strony zapewnia, że szczęście to atmosfera, przytulność, relacje i emocje, a tego jak wiadomo kupić się nie da. Z drugiej jednak podsuwa całą listę zakupów, bez których “hyggować” się nie da.

Tony świeczek, wełnianych koców, drogich win, kaw i herbat. Do tego oczywiście odpowiedni wystrój wnętrz, który broń Zeusie nie może być polski – musi być skandynawski i minimalistyczny. Inaczej nie można nawet marzyć o osiągnięciu szczęścia.

Dogrzebałam się nawet do tego, że na brytyjskim rynku jest coś takiego jak HyggeBox:

HyggeBox – Danish Cosiness delivered – our monthly HyggeBox is perfect for Hygge lovers and novices; subscribe for only £20 a month with free delivery.

W wersji podstawowej pudła można dostać świeczkę, paczkę herbaty lub czekolady, jakieś słodycze, pierdołkę do dekoracji i gadżet w postaci pary skarpet czy innego wymysłu.

W końcu „ jeśli chcesz przestrzeni, w której czuć spokój i zadowolenie”, nie stworzysz jej w żaden inny sposób, jak tylko przy akompaniamencie drogiej, designerskiej lampy, kanapy za kilka tysięcy euro, oraz skandynawskiej, ręcznie malowanej zastawy stołowej. No i tych nieszczęsnych wełnianych skarpet. To że należy pamiętać o świecach, jest już chyba oczywiste?

Hygge trafiło na dobry grunt złych czasów.

Do niedawna odpowiedzią na galopujący konsumpcjonizm były książki i portale promujące minimalizm, o tym jak bardzo mnie to śmieszy, też już Wam pisałam.

W obecne zagubienie idealnie wpisały się publikacje gloryfikujące przytulność, poszukiwanie ciepła i bezpieczeństwa, oraz cieszenie się z małych rzeczy.

Bezpośrednio przełożyło się to w spełnienie marzeń marketingowców. Nieprzypadkowo publikacje ukazały się w czasie poprzedzającym okres świąteczny. Tak żeby do czasu choinkowych zakupów zdążyły się już spokojnie rozgościć w naszych głowach. Dzięki hygge świąteczne wzmożenie zakupowe trwało od października i pewnie uda się je przedłużyć chociażby do Wielkanocy.

Naprawdę skutecznie wmawia nam się, że wcale nie roztrwaniamy ciężko zarobionych pieniędzy na niepotrzebne zakupy okołoświąteczne. O nie. My inwestujemy – w ciepłą atmosferę, rodzinne Święta, przytulność i… po prostu szczęście.

Nie hygge a swojsko.

Czy duńskie “hygge” zapewni ci szczęście? Wątpię. Kserowanie zachowań innych narodowości i kultur, bez chociażby próby zagłębienia się w przyczynę takiej postawy, to raczej budowanie domku z kart. Wiadomo że lada chwila się zawali, bo nie ma jakichkolwiek fundamentów.

W dużym uproszczeniu, całe to modne ostatnio “hyggowanie” to wspaniały sposób na sprzedawanie szczęścia. I genialne zarabianie na tym.

Dlatego jeśli chcesz wypić w spokoju herbatę pod kocem, to po prostu ją wypij. Chcesz spotkać się z przyjaciółmi – to się spotykaj. I niech będzie przyjemnie, na luzie, swojsko i po polsku. I przede wszystkim po Twojemu, a nie w udawanej wersji “hygge”.

Dobrego samopoczucia, szczęścia czy wiary w siebie i tak nie kupisz, ani nie skopiujesz. Obojętnie, czy sprzedawana jest pod postacią “chic”, “hygge”, czy jeszcze innego, sprytnego zabiegu marketingowego.

PS na zdjęciu mural który znalazłam w swoim mieście. Nie wiem czy widzicie ukryte słowo hygge? Całość pozostawię Wam do dowolnej interpretacji.


Za pomoc w stworzeniu artykułu bardzo dziękuję Małgorzacie Jørgensen i wszystkim pozostałym, którzy postanowili pozostać anonimowi – cytaty wypowiedzi możecie znaleźć w tekście.

Inne z tej serii:

Duński przepis na szczęście i cała prawda o nim.

 

Jeżeli spodobał Ci się wpis, to znajdź mnie proszę tutaj:

I dołącz do naszej Tajnej Grupy na Facebooku

Albo zapisz się do darmowego newslettera, aby otrzymywać dodatkowe materiały i treści.

 

 

 
No more articles
Close