“Czasami lepiej trochę odpuścić, popatrzeć z boku, a potem ze zdwojoną siłą dać gazu.” – Robert Lewandowski

Siadałam do tego tekstu z myślą o napisaniu takiej typowej bomby motywacyjnej. O tym że nigdy przenigdy nie należy się poddawać w tym co robimy, zmieniać zdania, albo pozwalać na to, by ktoś pchnął nas w miejsce, do którego wcale nie chcemy iść.

Potem doszłam do wniosku, że przecież w życiu wcale nie o to chodzi. I że tak naprawdę nie ślepe dążenie do celu, a właśnie umiejętność odpuszczania, jest tą najbardziej wartościową.

Sama nie zawsze walczę do końca, a już na pewno nie o wszystko. Poza tym nie tak dawno pisałam, że coraz chętniej uczę się odpuszczać.

Umiejętność odpuszczania ma tak naprawdę wiele wspólnego z umiejętnością słuchania samego siebie i swojej intuicji. Można się  z tym nie zgadzać, można się obrażać, ale ona zawsze najlepiej wie, co jest dla nas dobre.

Czasem bywa po porostu tak, że coś nam się nie udaje, ponieważ nie jest to właściwy czas, by miało się to zdarzyć. Albo wbrew pozorom – wcale nie jest to dla nas dobra decyzja, jednak zaślepieni chęcią osiągnięcia celu, wcale tego nie widzimy.

Natura walczaka.

Bo tak mój znajomy nazywa osoby z natury waleczne i nieodpuszczające do samego końca. A mi się to określenie najzwyczajniej w świecie podoba ;)

Wyobraźmy sobie teraz taką sytuację: coś tam robisz, do czegoś dążysz, coś spędza Ci sen z powiek i zżera Cię od środka. Mimo wszystko – nic z tego. Nie udaje się i już.

Ktoś mówi Ci – odpuść.

I co Ty na to?

  • nie ma mowy, jestem ambitnym człowiekiem
  • mam się poddać?!
  • poddanie się jest oznaką słabości!
  • nie pozwolę, by los miotał mną jak chce!
  • chcę mieć wpływ na to, co mnie spotyka!

A ja Ci powiem tyle: jedno nie ma nic wspólnego z drugim. Odpuścić, to zupełnie co innego niż poddać się.

Czym różni się świadome odpuszczanie od poddania się?

Gdy odpuszczasz, robisz to świadomie, z własnego wyboru, czujesz dzięki temu spokój i ulgę. Gdy się poddajesz, czujesz, że tak naprawdę los Cię pokonał i na każdym kroku towarzyszy Ci smutek i/lub irytacja.

Gdy odpuszczasz, przestajesz cały czas drążyć, nie pukasz bez przerwy do tych samych drzwi mimo, iż nikt nie otwiera. Tak naprawdę po czasie zwykle po prostu znajdujesz inne wejście. Gdy się poddajesz to tylko wtedy, gdy już nie możesz znieść ciągłego dobijania się i robienia w kółko tego samego. Choć nie od dziś wiadomo, że:

“Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów”

Gdy odpuszczasz, dajesz sobie chwilę odpoczynku, pozwalasz sobie na patrzenie z boku i chłodną analizę. Po tym śmiało możesz zacząć działać raz jeszcze. Gdy się poddajesz, zwykle nie masz już tak naprawdę pomysłu na to, co jeszcze można by było zrobić.

Gdy odpuszczasz, rozumiesz, że lepiej jest płynąć z prądem i po prostu umiejętnie wykorzystywać siłę wody tak, by doprowadziła Cię do celu. Gdy się poddajesz zwykle robisz to wtedy, gdy padasz już z psychicznego i fizycznego wycieńczenia, spowodowanego ciągłym płynięciem pod prąd.

Gdy odpuszczasz, dajesz sobie chwilę na oddech i zaakceptowanie możliwość porażki. Jeśli się uda – to super. Jeśli nie – to też świat się nie zawali. Zawsze można po prostu spróbować raz jeszcze.

Często zdarza się również tak, że gdy pogodzimy się z myślą, że może nie wszystko uda się osiągnąć, nagle wszystko zaczyna gładko się układać.

Kiedy warto odpuścić.

Trudne pytanie, na które mimo wszystko każdy powinien sobie sam odpowiedzieć.

Na pewno wtedy, gdy jesteśmy zaślepieni naszym dążeniem do celu. Gdy brak nam elastyczności i gdy nie dopuszczamy żadnej innej ewentualności rozwiązania całego problemu, jak tylko ta, którą sobie skrupulatnie ułożyliśmy w głowie.

Również wtedy, kiedy chcemy czegoś tak mocno, że nie widzimy nic poza tym. Nie dostrzegamy zmian w otaczającym nas świecie, nie słuchamy siebie i swoich odczuć.

Odpuścić można, gdy po prostu coś się nie udaje, a po głębszej analizie okazuje się, że wcale nie jest to dla nas aż takie niezbędne.

Czasem odpuszczenie polega przede wszystkim na zmianie nastawienia. W takim układzie “poddanie się” to całkowita rezygnacja z konfrontacji z trudnością, podczas gdy “odpuszczenie” to decyzja o tym, by “na spokojnie” poszukać rozwiązania.

Na czym polega magia odpuszczania?

Gdy bardzo czegoś pragniemy, siłą rzeczy skupiamy się na  braku tego czegoś. Niestety tak już jest w życiu, że przyciągamy to, na czym najbardziej się skupiamy. Jeśli więc wciąż myślimy o tym czego jeszcze nie ma, przyciągamy tylko więcej braków.

Poza tym zbyt mocno czegoś pragnąc i bezkrytycznie skupiając się na realizacji celu, za bardzo się spinamy, a powstające w ten sposób napięcie, blokuje naszą energię, kreatywność i chęci do działania.

Doświadczałam (i niestety nadal doświadczam) tego nie raz na swojej skórze. Lubię snuć plany i miewam milion pomysłów i wizji na minutę, oraz cały wachlarz gotowych rozwiązań. Czasem przesadnie upieram się, że wszystko musi pójść dokładnie tak, jak ja sobie tego życzę. I stresuję się i irytuję na samą myśl, że coś mogłoby się wydarzyć inaczej. Wtedy zawsze sama siebie upominam, myśląc:

“jeśli ma się udać, to na pewno się uda. A jeśli z jakichś powodów ma nie wyjść, to i tak nie wyjdzie, nie ważne jak bardzo bym się nie starała.”

Od razu robi się lżej, włos przestaje się jeżyć na głowie i nie zagryzam zębów, kiedy śpię.

Odpuszczanie, diety i świadome jedzenie.

Klasyczna sytuacja: po raz kolejny jesteś na diecie. Jesz wszystko co zdrowe, ale niesmaczne i skutecznie wystrzegasz się tego co przepyszne, ale przecież tuczące. Zapisujesz się na siłownię czy aerobik i drżysz z przerażenia na samą myśl o tym, że trener znów wytknie Cie palcem i każe biec szybciej oraz bardziej się przykładać. Zdajesz sobie sprawę z tego, że płacisz ogromne pieniądze za zajęcia, których wcale nie lubisz, na których w dodatku ciągle ktoś się na Ciebie wydziera. Ale talia osy i nogi jak u sarenki same się nie zrobią.

Ciągle wszystko Cię drażni, ale dzielnie się trzymasz. Koleżanka przynosi do pracy tort urodzinowy, a Ty grzecznie się od niego wymawiasz, bo przecież trzymasz się diety. Po 18 omijasz lodówkę szerokim łukiem. Nie przechodzisz również obok swoich ulubionych barów czy restauracji. I nic nie robisz sobie z tego, że kolejną noc z rzędu śnią Ci się tłuste frytki i wielgachny kotlet schabowy.

Łamiesz się na spotkaniu ze znajomymi, gdy czujesz zapach grillowanej kiełbasy. Zjadasz porcję za trzech. I jeszcze popijasz colą i piwem. Torturowany organizm, który wyczuł chwilę słabości i za wszelką cenę stara się ją wykorzystać – zmusza Cię do kontynuowania nowej wyzwolonej diety jeszcze przez tydzień.

I całą robotę diabli wzięli. I jest efekt jojo. I znów trzeba poluźnić pasek o kilka dziurek.

A wystarczyło tak naprawdę odpuścić sobie choć raz na jakiś czas. I zachowywać zdrową, ale sensowną i niepozbawioną przyjemności dietę.

Przestań na siłę szukać.

To zwykle tyczy się przede wszystkim miłości. Często zapominamy o tym, że aby znaleźć miłość, trzeba tak naprawdę przestać jej szukać.

Ja wiem, że gdy licznik zaczyna pokazywać “3” z przodu, a Ty nadal nie jesteś w stałym związku, to cała zatroskana rodzina będzie Ci o tym przypominać na każdym kroku. Nie mówiąc już o tym, że 99% życzeń jakie dostaniesz z okazji świąt najróżniejszych, będzie dotyczyła ślubu w trybie natychmiastowym.

Dlatego za wszelką cenę próbujesz znaleźć w końcu tę drugą połówkę, ale jakoś tak dziwnie się składa, że z każdym potencjalnym partnerem jest coś nie tak. Albo zapomina powiedzieć Ci o tym, że już jest po ślubie, albo robi jakieś szemrane interesy, ma braki w uzębieniu lub znęca się nad Tobą psychicznie. Lub też najzwyczajniej w świecie, nie ma między Wami jakiejkolwiek chemii.

Jednak zapamiętale walczysz dalej. I nadal nic. Stwierdzasz,

“jeśli nic się nie zmieni, jedynym partnerem w moim życiu będzie butelka wina. W końcu umrę gruba i samotna, a moje ciało znajdą poszarpane przez psy.”

Nadal szukasz i nadal nic. Ostatecznie dochodzisz do wniosku, że z samą sobą jest Ci dobrze, spokojnie i nie będziesz walczyć o żaden związek.

Odpuszczasz.

I wtedy dopiero znajdujesz.

Odpuszczanie to sztuka.

Na pewno zdarzyło Ci się czegoś bardzo chcieć, niestety bez większych rezultatów. W końcu przyszedł moment, w którym stwierdzasz “eeeee, już nie ważne, trudno, innym razem” i wtedy magicznie pragnienie się realizowało. Co najciekawsze – zrealizowało się w zupełnie inny, zaskakujący sposób, na pewno nie w taki, który wydawał Ci się „najlepszy”.

Co ważne, odpuścić trzeba nie tylko zewnętrznie, przestając robić to czy tamto, ale również wewnętrznie, w sobie. Wtedy przychodzi spokój, i wszystko zaczyna się dziać „samo”.

Dlatego właśnie lubię jogę, bo zachowuje idealny balans pomiędzy dążeniem a odpuszczaniem. Bo do wielu pozycji da się wejść dopiero wtedy, gdy w pełni sobie je odpuścimy.

Kiedy zatem nie można się poddawać? Chyba jedynie w chorobie. Cała reszta często dobrze się sama sobą zajmie.

Jeżeli spodobał Ci się wpis, to znajdź mnie proszę tutaj:

I dołącz do naszej Tajnej Grupy na Facebooku

Albo zapisz się do darmowego newslettera, aby otrzymywać dodatkowe materiały i treści.

 

 

No more articles
Close