“Dlaczego zakładamy, że wszelkie związki prowadzą do ustatkowania się? Poczekaj na kogoś, kto nie pozwoli, żeby życie Ci uciekło, kto rzuci Ci wyzwanie i cierpliwie poprowadzi poprzez Twoje marzenia. Kogoś spontanicznego, z kim możesz się zatracić w tym świecie. Związek z odpowiednią osobą to wolność, a nie ograniczenie.” -Beau Taplin

Pamiętam, że krótko po weselu znajomi ciągle podpytywali “co zmienia się po ślubie?”. Ci mniej życzliwi jak i też ci zabawni na siłę, rzucali na prawo i lewo swoje “zobaczysz, już nie będzie tak kolorowo”, “teraz to dopiero się zacznie”, albo moje ulubione “koniec wolności!”.

To co zmienia się po ślubie, mnie się wydaje rzeczą oczywistą, jednak sądząc po liczbie osób, które o to pytają, wysnułam wniosek, że to co dla mnie jest chlebem powszednim, dla niektórych stanowi coś w rodzaju wiedzy tajemnej.

Dlatego uchylam rąbka tajemnicy.

Wpis zwłaszcza dla tych, którzy planują wejście w związek małżeński i zastanawiają się nad tym czy to już, czy nie za wcześnie, czy to ten jedyny i czy w ogóle warto? Również dla tych, którzy zastanawiają się, czy fakt, że ich partner z misia-pysia zmienił się w bestię, jest związany ze zmianą stanu cywilnego.

Odpowiedź na pytanie pierwsze jest prostsza niż Ci się wydaje – jeśli masz wrażenie, że jeszcze za wcześnie, to znaczy, że faktycznie – jest za wcześnie. I niech żadne ciotki, babcie, czy koleżanki, ani tym bardziej partner/partnerka nie mówią Ci, że jest inaczej. Związek małżeński zawiera się, bo się tego mocno chce, a nie dlatego, że ktoś naciska. A tym bardziej nie “bo tak wypada” i “w tym wieku to już wszyscy tylko Ty nie!”.

I proszę nie mylić tego z oczekiwaniem na idealny moment, który jak wiadomo nigdy nie nadejdzie. 

To samo z wyborem partnera – jeśli czujesz, że coś jednak jest nie tak, nie podejmuj decyzji o ślubie. Ogrom ludzi ma jakieś takie głupie myślenie, że po ślubie wszystko się jakoś ułoży i będzie lepiej.

Nie, nie będzie. Kobieta, i mężczyzna po ślubie są tymi samymi ludźmi, którymi byli i przed nim. Wszelkie negatywne zjawiska, zasygnalizowane w okresie narzeczeństwa, po sakramentalnym tak, mogą się jedynie nasilić. A przynajmniej zwykle tak bywa.

Bo nadal pozostajecie tymi samymi ludźmi.

Kobiety (mężczyźni również) które wmawiają sobie, że po ślubie facet zmieni się na lepsze prezentują naiwne, najgłupsze z możliwych podejście, w myśl filozofii “jakoś to będzie”.

Otóż, tu muszę Cię zmartwić, że nie, nie będzie.

Ta niezmienialność  ma jednak również swoje pozytywne aspekty, istotne zwłaszcza do mężczyzn, którzy boją się wejść w związek małżeński, obawiając się, że po ślubie partnerka z sypialnianej bogini przepoczwarzy się w Halinkę Kiepską, wysokie szpilki zamieni na wełniane papucie, a wspólne wypady “na miasto”, na dzierganie na drutach.

Tak się nie stanie, a ten głupi pogląd szerzą zwykle ludzie niedojrzali płci obojga, którzy obawiają się wejścia w poważny związek i najzwyczajniej w świecie szukają wymówek. Wszystko po to, by utrzymać relację na bezpiecznym, nieangażującym poziomie. 

Krótko mówiąc, legendy o tym, że przysięga przy ołtarzu albo papierek z USC zmienią związek na lepszy/gorszy * (niepotrzebne skreślić), można śmiało włożyć między bajki. Tylko tam ropucha przemienia się w księcia. W normalnym świcie jeśli przed ślubem ktoś zdradza, kłamie i nie szanuje drugiej osoby – nadal będzie to robić. Za to fajny człowiek wcale nie zamieni się w potwora.

To co faktycznie zmienia się po ślubie?

Przede wszystkim nazwisko. Aczkolwiek i tu niekoniecznie, bo można pozostać przy swoim.

Jeżeli małżeństwo zostało zawarte świadomie, przez dwójkę dorosłych (nie mylić z pełnoletnich) osób, to na szczęście nic się nie zmienia.

Nadal rozwijamy swoje pasje, spotykamy ze znajomymi, wychodzimy się pobawić. Po odejściu od ołtarza wcale nie stałam się mniej sobą, nikt mnie nie zniewolił i nie przykuł do zlewu.

Ale niech Wam się też nie wydaje, że zawsze jest różowo, że małżeństwo to open bar z waty cukrowej, czekolady i szampana. Bo my też się kłócimy. I Wy zapewne również będziecie. I nie ma w tym absolutnie niczego złego. Zawsze lepiej wygarnąć tej drugiej osobie, co nam leży na sercu, zamiast skrywać to w sobie i po 10 latach obudzić się z ręką w nocniku, ze stwierdzeniem, że tak naprawdę nic nas już chyba nie łączy.

W naszym społeczeństwie ciągle gloryfikuje się związki, które nigdy się nie kłócą. Idealne są tylko te pary, które żyją ze sobą w zgodzie i cały czas miłośnie gruchają. Nie mówiąc już o tym, że zgadzają się absolutnie we wszystkim. Przez taki głupi schemat, wiele osób woli zdusić niezadowolenie w sobie, zamiast przyznać się, że ma po prostu zupełnie inne zdanie niż partner.

Sam papież kiedyś powiedział:

“Ja zawsze radzę nowożeńcom: kłóćcie się ile chcecie, niech latają talerze, ale nigdy nie kończcie dnia bez zgody”.

Małżeństwo to praca na pełen etat.

Małżeństwo i jakikolwiek udany związek to praca. Tak, praca a nie coś, co dostajemy gratis. Bo to aby zakończyć dzień w zgodzie i nie kłaść się do łóżka obrażonym, to też jest wyczyn. Czasami chętniej tego misia-pysia swojego zepchniesz z balkonu, niż wpuścisz do wspólnego łóżka, ale jednak tego nie robisz. I to wcale nie z obawy przed dożywociem ;)

Najzwyczajniej w świecie, w głębi duszy wiesz, że nadal kochasz tę drugą osobę najmocniej na świecie, dlatego szukasz sposobu, by jakoś to wszystko rozwiązać.

Nie pozjadałam wszystkich rozumów, ale gdybym miała dać jakąś radę “młodszej sobie” powiedziałabym że: najważniejsza w związku jest rozmowa, zaangażowanie i jeszcze raz rozmowa.

Bo wszystkie problemy da się jakoś rozwiązać, pod warunkiem, że umiemy ze sobą szczerze porozmawiać. 

Ach, i jeszcze czas. Ważne jest również, by mieć czas dla siebie nawzajem. Codziennie. I to tylko dla siebie – bez żadnych rozpraszaczy, umilaczy, telefonów, Pokemonów, snapczatów i fejsbuków.

Wiecie co jest najwspanialszego w małżeństwie?

A chociażby to, że czasem rano jak mi się bardzo nie chce, ale wiem, że muszę się zerwać o świcie, to wstając spoglądam sobie przez lewe ramię. I widzę sobie mężczyzna, jak śpi, zawinięty jak tortilla, albo wręcz przeciwnie rozwalony jak Rosja na mapie. I chcąc nie chcąc uśmiecham się. Zwłaszcza wtedy, kiedy się przez sen ślini ;)

Bo wtedy to, co tego dnia mnie czeka, obojętnie miłego czy niemiłego, nagle staje się mało ważne. I to że się nie wyspałam też wydaje się błahe. Bo to, co najważniejsze śpi spokojnie w naszym łóżku, często jeszcze mamrocząc na pół przez sen: “kocham cię mała”. 

 

co się zmienia po ślubie

Jeżeli spodobał Ci się wpis, to znajdź mnie proszę tutaj:

I dołącz do naszej Tajnej Grupy na Facebooku

Albo zapisz się do darmowego newslettera, aby otrzymywać dodatkowe materiały i treści.

 

 

No more articles
Close