“Praw­dzi­wy suk­ces to nie ka­riera, lecz po­zos­ta­nie pa­nem swo­jego lo­su i możli­wość de­cydo­wania, co będzie się ro­bić w życiu, za które tyl­ko my odpowiadamy.” – William Wharton

Motywowanie do osiągania sukcesów jest ostatnimi czasy modniejsze niż łapanie Pokemonów. Wytyczanie sobie celów i dążenie do nich stało się sensem życia samym w sobie. Patrzymy na siebie nawzajem przez pryzmat posiadania i zajmowanego stanowiska. Biegniemy coraz szybciej i coraz dalej. Pęd do kariery stał się nieodzowną częścią naszej egzystencji.

Życie staje się podróżą w ściśle określonym kierunku. Często jednak jest to podróż z papierową torbą na głowie, bo co z tego że mijamy piękne krajobrazy, spotykamy wartościowych ludzi, skoro i tak tego nie dostrzegamy?

Jaka jest Twoja definicja sukcesu?

Zapewne każdy ma inną, dlatego nie będziemy się tutaj przekrzykiwać i spierać o to, która z nich jest lepsza. Jedno jest pewne – najlepsza jest ta, która od początku do końca jest tylko i wyłącznie Twoja.

Dla jednego będą to miliony na koncie, oraz bycie sławnym i rozpoznawalnym. Ktoś inny może marzyć o posiadaniu biznesu o zasięgu globalnym. Niektórym śni się po nocach odkrycie, pozwalające zmienić oblicze tego świata, pomaganie innym. Dla wielu osób celem jest po prostu święty spokój. Wszystkie są ta samo fajne, nie ma sukcesów lepszych i gorszych. Ich miarą jest jedynie satysfakcja, jaką nam dają. 

No właśnie, słowo klucz na dzisiaj – NAM dają. Tymczasem często zamiast szukać swojej wersji sukcesu, skupiamy się na tym, który jest gloryfikowany przez społeczeństwo.

Porady dotyczące podniesienia naszej efektywności i wydajności atakują nas z każdej strony. Portale, blogi, książki i poradniki bombardują nas informacjami i wskazówkami, na temat tego co i jak powinniśmy robić. Określają jak i w którym kierunku powinniśmy dążyć, w przeciwnym wypadku – nasze życie spełznie na niczym.

W rezultacie, wywołują w nas dziwne poczucie, że musimy to czy tamto osiągnąć, bo przecież to łatwe. Bo przecież masa osób przed Tobą osiągnęła to. Bo milion osób w Twoim wieku już to ma, czemu Ty wciąż nie?!

Dlatego próbujesz. A jeśli Ci się nie uda, stwierdzasz, że jesteś nieudacznikiem. Bo przecież to miało być proste. Zapominasz jednak o tym, że proste są tylko te rzeczy, które chcesz i lubisz robić. A nie te, które ktoś wmawia Ci, że powinieneś.

Tutaj powinna się zapalić czerwona lampka:  dlaczego ktoś ma Ci dyktować co powinieneś robić w swoim życiu? I dlaczego wierzysz w to, że zrzucenie kilku kilogramów i wypracowanie figury modelki zwiększy naszą samoocenę o tysiąc procent? Że nowy samochód podniesie temperaturę Twojego związku? Albo że skończenie najbardziej prestiżowej uczelni uczyni Twoje życie mlekiem i miodem płynącym?

Życie masz teraz.

Cokolwiek definiujesz jako sukces, zawsze jest to coś, czego szukasz i na co czekasz. Coś co istnieje w przyszłości. Żyjesz w przeświadczeniu, że obecnie nie jesteś w miejscu, w którym chcesz być i nie jesteś tutaj szczęśliwy. Zawsze jest jakieś “jak tylko…., to wtedy będę szczęśliwy”

Jednak z tymi powierzchownymi sukcesami często jest tak, że jak tylko osiągasz jedno, sięgasz po następne. Inni mają, to ja też. Okazuje się, że tak naprawdę nigdy nie masz dosyć. Wyznaczasz sobie cel, osiągasz go i zamiast cieszyć się tym dokonaniem… wyciągasz ręce po kolejny. Są na świecie ludzie, którzy mają kwadryliony dolarów na koncie. Posiadają majątki z których nie są w stanie korzystać i pieniądze których nie da się wydać. Co ciekawe, ciągle chcą więcej. I co jeszcze ciekawsze – wcale nie czują się szczęśliwi.

Bo wiesz, sukces nie polega na osiągnięciu czegoś w przyszłości. Czas płynie nieubłaganie, więc może warto czasami przystanąć i zastanowić się czy naprawdę nadal chcesz brać udział w tym nierównym i pozbawionym sensu wyścigu? Może lepiej wyskoczyć z tej pędzącej machiny i zacząć po prostu żyć? Sukces to nie osiąganie i dążenie do czegoś, lecz robienie tego co się kocha tu i teraz.

Moja definicja sukcesu.

Mogłabym pisać o studiowaniu na uczelniach zagranicznych. O tym że w niecały rok nauczyłam się płynnie mówić po hiszpańsku, tylko dlatego, że chciałam studiować w Hiszpanii. O tym że postanowiłam studiować dwa kierunki równocześnie. O tym że byłam w stanie wstać o świcie i zorganizować sobie dzień tak by nie uronić ani kropli, pracować na dwa etaty, uczyć się języków, robić dyplom i jeszcze, gdzieś pomiędzy tym wszystkim, starać się wygospodarować czas dla bliskich i przyjaciół.

To zwykle wzbudza uznanie u ludzi. Podziwiają, chwalą za ambicję i zdolność organizacji czasu.

Jednak ja za swój sukces uznaję próbę ucieczki z wyścigu i przejścia na bardziej świadomą stronę życia. Skupienie się na tym co dla mnie ważne i co daje mi satysfakcję. Odkrywanie coraz to nowych umiejętności, poszukiwanie naturalnych metod pielęgnacji zdrowia, urody czy dbania o dom. Opieranie się na wartościach ponadczasowych, jakimi są rodzina i przyjaźń.

To taka trochę próba odzyskiwania życia, tego prawdziwego, tego które dzieje się tu i teraz, którego wyznacznikiem jest chwila obecna, a nie domniemany sukces czekający nas za kilka lat. Wyprawa jest ciężka, ponieważ od dziecka wpaja się nam inne wartości.

Czy można więc powiedzieć, że dbam o sukces? Jeśli sukcesem nazwiemy wszystko, co sprawia nam radość i o co z miłością dbamy, muszę przyznać, że jest dla mnie niesamowicie istotny.  Jednak jeśli „sukces” jest zajęciem, które w sumie nie ma dla nas znaczenia, a jest jedynie drogą i narzędziem prowadzącym nas do osiągnięcia czegoś innego – tak naprawdę nie ma żadnej wartości.

Bob Dylan powiedział kiedyś:

“Człowiek osiągnął sukces, jeżeli wstaje rano i kładzie się spać w nocy, a pomiędzy tym robi to, co chce robić.”

I niech to właśnie stanie się dla nas drogowskazem.

Jestem bardzo ciekawa – jaka jest Twoja definicja sukcesu?
Co napawa Cię dumą, do czego dążysz?
A może właśnie – czego żałujesz lub się wstydzisz?

 

Jeżeli spodobał Ci się wpis, to znajdź mnie proszę tutaj:

I dołącz do naszej Tajnej Grupy na Facebooku

Albo zapisz się do darmowego newslettera, aby otrzymywać dodatkowe materiały i treści.

 

 

No more articles
Close