Czyli trochę o mądrościach, jakie pozostawiła nam Maria Czubaszek.

W „Przebudzeniu” Anthonego de Mello przeczytamy, że „by żyć naprawdę, trzeba najpierw umrzeć”.  Brzmi jak nonsens do momentu, aż poznajemy szerszy kontekst wypowiedzi. Wczoraj, w wieku 76 la, zmarła Maria Czubaszek, kontrowersyjna felietonistka znana z tego, że mówiła to co myśli. A myśli jej były ciężkie i momentami ostre jak brzytwa. Jednocześnie poczuciem humoru i dystansem do siebie, mogłaby obdarować dziesięć innych osób.

Obserwujący mnie na Snapie czy Instagramie wiedzą, że miałam wczoraj okazję, spędzić kilka godzin na plaży na końcu świata. Miejsce na tyle bezludne, że podczas tych czterech czy pięciu godzin minęły mnie raptem 3 osoby i 2 psy. Było jeszcze kilka mew i masa mniejszych i większych pająków, ale tego nie liczę. Przeżycie niesamowite, polecam serdecznie, choć w Polsce może być czasem ciężko znaleźć kilometry plaży tylko dla siebie.

Wracając jednak do meritum, na plaży, oprócz robali, towarzyszyło mi “Przebudzenie” Anthonego de Mello. Dla tych którzy nie mieli okazji czytać – to taka trochę książka-nieksiążka. Zbiór rekolekcji wygłoszonych przez autora, spisanych przez jego współpracownika, których sam mówca nie zdążył już zredagować. Wiele osób twierdzi, że lektura wywróciła ich życie do góry nogami i naprowadziła na właściwe tory. U mnie jakiegoś wielkiego przewrotu nie było, ale myślę, że przeczytać warto.

Moją uwagę przykuł między innymi fragment:

“Często powtarzam, że na to, by żyć naprawdę, trzeba najpierw umrzeć. Najpierw należy wyobrazić sobie siebie w grobie, by uzyskać przepustkę do życia. Wyobraź sobie, że leżysz w trumnie, w dowolnej pozycji. […] A teraz spójrz na swoje problemy z tej perspektywy. Czyż wszystko nie ulega zmianie? […]

Ilekroć o tym mówię, ludzie oburzają się. – To wstrętne. – Ale co w tym jest takiego wstrętnego? Taka jest rzeczywistość, na miłość boską. Wielu z nas jednak nie chce widzieć rzeczywistości. Nie chce myśleć o śmierci. Ludzie nie żyją, większość z was nie żyje, jedynie podtrzymujecie swe ciało przy życiu. To jednak nie jest życie. Nie żyjecie tak naprawdę, dopóki nie będzie wam obojętne, czy jesteście żywi czy umarli. Dopiero wtedy żyjecie. Kiedy jesteście gotowi utracić życie – zaczniecie żyć. Ale jeśli zaczniecie chronić swe życie, jesteście martwi. Kiedy siedzisz na strychu, a ja mówię ci:
– Zejdź na dół – możesz odpowiedzieć:
– O nie, czytałem różne rzeczy o ludziach schodzących ze schodów. Potykają się i łamią karki, to zbyt niebezpieczne.

Albo też nie mogę nakłonić cię do przejścia przez ulicę, ponieważ mówisz:
– Czy wiesz, ilu ludzi zostało przejechanych przechodząc przez jezdnię?

A jeśli nie mogę spowodować, byś wychynął poza swe ciasne przekonania i poglądy i zajrzał do innego świata, to jesteś martwy, nie żyjesz; życie cię ominęło. Siedzisz w swym małym wiezieniu, boisz się, tracisz swego Boga, swą religię, swych przyjaciół i wszystko. Życie jest dla hazardzistów, naprawdę. […]

Albo odwiedźcie cmentarz. Jest to niezwykle piękne i oczyszczające doświadczenie. Patrzysz na czyjeś nazwisko i myślisz: “Żył tak wiele lat temu, dwa stulecia temu, musiał mieć te same problemy, co ja. Musiał przeżyć tyle bezsennych nocy. Cóż to za wariactwo, to nasze życie. Tak krótko żyjemy”. Pewien włoski poeta powiedział: “Żyjemy w blasku światła, nadchodzi wieczór, a po nim wieczna noc”. To tylko błysk, a my go marnujemy. Marnujemy go swym strachem, zmartwieniami, troskami, kłopotami.”

Niby nic nowego, nie raz natykałam się już na tego typu “cmentarne” porównanie. Sama tez już pisałam o starej jak świat opowieści o cmentarzu, na  którym napisane jest „oni wszyscy też myśleli, że są niezastąpieni”.

Przeczytałam. Wracam do domu. Dowiaduję się że Maria Czubaszek nie żyje. I tak sobie myślę, że mi się to wszystko tak abstrakcyjnie zgrało w jedną całość.

Bo Pani Maria wiedziała co mówi. Wyrażała odważnie swoje myśli i w ten sam sposób wypowiadała się o śmierci.

Zresztą sami zobaczcie.

Małżeństwo i związki.

Prawdziwej miłości nie zaszkodzi nawet małżeństwo. Z drugiej strony też nie pomoże.

 

Mnie się wydaje, że właśnie do tego kobiecie potrzebny jest mężczyzna. Żeby miała na kogo ponarzekać. We wszystkich innych sprawach da sobie radę. Zarabiać może sama, nie musi liczyć na utrzymanie przez faceta, dziecko może mieć przez in vitro, jak ma ochotę, to może skorzystać z płatnej miłości – zadzwonić i przyjdzie jakiś taki pan. Ale męża warto mieć, żeby było na kogo ponarzekać.

 

Mężczyzna jest jaki jest i nie ma co przy nim majstrować. Im szybciej kobieta to zrozumie, tym lepiej dla niej. I dla niego.

 

Dla mnie seks nigdy nie był czymś bardzo ważnym. Ktoś, kto powiedział, że seks jest przereklamowany, miał rację. I nie mówię tego tylko dlatego, że już jestem stara. Bo ja naprawdę kiedyś byłam młoda. I też tak myślałam.

 

Nigdy nie spałam z żadnym mężczyzną. Łóżko jest fajne do różnych rzeczy, ale jak to się kończy, to dobrze spać oddzielnie. Jedno zaśnie wcześniej, drugie chce poczytać. To nie jest recepta na dobre małżeństwo, bo każdy inaczej podchodzi. Ale nam to się sprawdza.

 

A co do intuicji, to podejrzewam, że ja czegoś takiego w ogóle nie mam. Gdybym miała, tobym nie wyszła za pierwszego męża, bo by mi intuicja podpowiedział, że skoro przed ślubem nie był w moim typie, to i po ślubie nie będzie.

Życie.

Życie jest za piękne, aby żyć normalnie

 

Miarą sukcesu jest ilość wrogów. Na starość okazało się, że odniosłam sukces, bo mam więcej wrogów niż przyjaciół.

 

Czasem jak słucham niektórych ludzi to myślę sobie: Serio? To jest ten plemnik co wygrał…

 

Nie lubię mówić o swoich problemach. Zazwyczaj i tak nikt ich za mnie nie załatwi. To po co? Żeby usłyszeć: „Nie martw się, jakoś to będzie”? To sama to sobie mogę powiedzieć.

 

Przychylam się do opinii,że są dwa dni, którymi nie należy się przejmować.To wczoraj i jutro.

Śmierć.

Chcę być spalona. Na złość tym wszystkim, którzy zabraniają palić, puszczę dymek jeszcze po śmierci.

 

Śmierć uważam za coś tak samo naturalnego jak urodziny i życie po tych urodzinach. Nie lubiłabym codziennie umierać, tak jak nie lubię codziennie jeść, ale wiem, że trzeba.

 

(o śmierci) Chciałabym być wtedy poza świadomością dostać jakieś prochy, jakiegoś ,,głupiego jasia”.

 

Głosujcie państwo na mnie w plebiscycie Vivat Najpiękniejsi. Tylko szybko bo palenie zabija! Więc czasu nie ma!

 

[…] zdecydowanie jestem za tym, żeby śmierć była szybka i bezbolesna. Najlepiej we śnie.

 

Nie wierzę, że istnieje coś po śmierci, ale nie boję się panicznie końca. Kiedyś mnie nie było i świat istniał. Umrę i będzie istniał nadal.

 

Bo nam się tak tylko wydaje, że jesteśmy niezastąpieni. Lubimy wmawiać sobie, że bez nas ta cała karuzela nie pojedzie dalej. Że wszystko jest od nas zależne i że jeśli nie zrobimy tej całej masy rzeczy ważniejszych niż ważne, to świat się zawali.

Tyle że się nie zawali. I tak naprawdę kiedy zejdziesz z tego świata, to cały mechanizm się nawet nie zatrzęsie.

Jeżeli spodobał Ci się wpis, to znajdź mnie proszę tutaj:

I dołącz do naszej Tajnej Grupy na Facebooku

Albo zapisz się do darmowego newslettera, aby otrzymywać dodatkowe materiały i treści.

 

 

No more articles
Close