Weekend majowy. Data na którą wiele osób czaka z utęsknieniem i już od końca stycznia z niecierpliwością skreśla kolejne dni w kalendarzu. Bo wolne, bo słońce, bo odpocznę, naładuję akumulatory, przeczytam wszystkie zaległe książki, nadrobię ulubione seriale i blogi, po czym wrócę do życia jak nowo narodzony.

A potem przychodzi nasz upragniony i długo wyczekiwany “odpoczynek”, ale zamiast odpoczywać, czytać i odkrywać nowe miejsca – padamy. Na twarz. Z przemęczenia.

Na co dzień obiecujemy sobie przeróżne rzeczy, przy czym, jak mantrę powtarzamy tutaj: zacznę o siebie dbać, zarówno psychicznie jak i fizycznie, odpocznę, złapię balans.

Po raz kolejny się nie udaje. Dlaczego?

Zwykle stoi za tym jeden z dwóch powodów. Słaba organizacja – z którą akurat bezproblemowo możemy walczyć, zwłaszcza w czasach gdy internet aż kipi od pomocnych artykułów, a półki w Empiku uginają się pod ciężarem mniej lub bardziej fachowej literatury. Gorzej jeśli problem nie tkwi w tym, że źle planujemy swój dzień, ale najzwyczajniej w świecie jesteśmy głupi.

Tak, dokładnie, głupi i na dodatek naiwni. Dbamy o wszystko i wszystkich zapominając jednocześnie o sobie. I na dodatek, w całej tej swojej naiwności, naprawdę wierzymy, że jesteśmy niezastąpieni. Że absolutnie żadnego zadania nie da się oddelegować, bo każda inna osoba zrobi wszystko totalnie źle. Oraz że jak my się zatrzymamy, to cały świat przestanie się kręcić, bo oczywiście sam sobie nie poradzi.

Tu zawsze przypomina mi się taka stara jak świat śpiewka o cmentarzu, na  którym napisane jest “oni wszyscy też myśleli, że są niezastąpieni”.

Bo widzisz, tak naprawdę jest zupełnie inaczej, karuzela jedzie dalej, to tylko Tobie się wydaje, że bez Ciebie ani rusz. 

I niby już w przedszkolu każde dziecko wie, że doba to 24 godziny, ani jednej mniej czy więcej. Tak, wiemy o tym, a mimo wszystko staramy się wycisnąć z niej jeszcze więcej. Minimum spania, maksimum pracy, siłownia, języki, dieta, spotkania z przyjaciółkami dokładnie wtedy, kiedy one tego potrzebują, a nie kiedy masz więcej wolnego.

Ja tez tak miałam i pewnie wiele osób tak ma. Sęk w tym by pewnego dnia dojrzeć do podjęcia słusznej decyzji i świadomie powiedzieć: dość.

Huragan obowiązków, od którego tak bardzo chcemy uciec w weekend majowy, sami żeśmy sobie zgotowali. Jesteśmy zdrowi, młodzi, silni i inteligentni. Nie żyjemy na skraju ubóstwa, mamy autentycznie WSZYSTKO czego człowiekowi potrzeba do szczęścia. Tymczasem żyjemy jutrem, oczekiwaniem, narzekaniem, deadline’ami, rachunkami, ratą kredytu i problemami wszystkich dookoła. I potem plujemy sobie w brodę. Wieczorami, przed zaśnięciem zagryzamy zęby w poczuciu bezsilności. Jednak nadal powtarzamy sobie, że wszystko jest w porządku, że jeszcze tylko 10 lat i spłacę kredyt, rok i zmienię pracę, miesiąc i wyjadę na urlop i odpocznę.

A życie dzieje się teraz, nie za rok czy za miesiąc. Jak pisał Sławomir Mrożek.

“Najtrudniej jest przeżyć następne pięć minut. Życie – to jest następne pięć minut. A jednak robimy wszystko, żeby o tym nie myśleć. Plany, nadzieje, lęki – dotyczą przyszłych tygodni, miesięcy, lat, a nawet dziesięcioleci. W nich wyłącznie żyjemy, czyli nie żyjemy, ale wyobrażamy sobie życie. Ze strachu przed następnymi pięcioma minutami? Czy z nudów? Bo następne pięć minut prawie zawsze jest bardzo nieefektowne. Najczęściej trzeba coś przełożyć z miejsca na miejsce, a potem z powrotem na to samo miejsce, wstać, usiąść, zareagować. A jednak nie ma innego życia, tylko najbliższe pięć minut. Reszta to wyobraźnia. (Chyba że wyobraźnia jest życiem. W takim razie odwołuję wszystko). Taka jest prawda.”

Możemy nadal ubolewać nad sobą, winić się za to zaniedbanie i w dalszym ciągu zagryzać zęby, albo uzbroić się w dwa kluczowe elementy. Samoświadomość i zdrowy egoizm.

Tak, czasem warto być egoistą. A nawet trzeba nim się stać.

Samo z siebie nic się nie zmieni. Regularnie, codziennie będzie się waliło i palio. Zawsze znajdą się ludzie, którzy będą chcieli, byśmy coś dla nich zrobili. Również my sami absolutnie zawsze znajdziemy coś, czym trzeba się koniecznie zająć. Tak było miesiąc temu, wczoraj, przedwczoraj. I jutro też tak będzie. I za rok również.

Sztuka polega na tym, by każdego dnia choć na chwilę wcisnąć przycisk stop i mieć kilka swoich minut. Nie przejmować się absolutnie niczym, ani telefonem na którzy czekamy, ani wizją szefa, który przy kolejnym spotkaniu znowu nie omieszka wypomnieć nam błędów, ani nawałem pracy, który skończyć musimy jeszcze dzisiejszego dnia. Usiąść na chwilę i spokojnie odnotować, że jednak wcale nic się nie zawaliło. Ba, nawet się nie zatrzęsło. Świat w szaleńczym tempie wiruje nadal i absolutnie nikt nie zreflektował się, że przez tych kilka minut nas w tym wszystkim nie było.

Zamiast planować wielkie przewroty i dalekie podróże na przełomie kolejnego roku, rób sobie mikrowczasy codziennie. Spróbuj dać sobie tych kilka minut sam na sam ze sobą. Poczytać, pomyśleć, wypić dobrą kawę. Wbrew pozorom często więcej radości można czerpać z drobnych przyjemności, niż z czasu, który trzeba zaplanować, zainwestować w niego pieniądze i zorganizować. Człowiek czasami tak zmęczy się tymi przygotowaniami, że urlop niekoniecznie będzie w stanie to wynagrodzić.

Nie wspominając już o tym, że życie nie polega na tym, by zamieniać je w czekanie.

Jeżeli spodobał Ci się wpis, to znajdź mnie proszę tutaj:

I dołącz do naszej Tajnej Grupy na Facebooku

Albo zapisz się do darmowego newslettera, aby otrzymywać dodatkowe materiały i treści.

 

 

No more articles
Close