Na dziś ciut więcej o duńskich dziwnostkach. Będzie trochę o najwyższym stopniu równouprawnienia, bogatych studentach, zamiłowaniu do kranówki i wynajmowaniu mieszkań.

Tym którzy nie widzieli, polecam przeczytanie pierwszej części cyklu.

A dla żądnych wrażeń – kilka nowych ciekawostek.

1. Wypłata za studiowanie.

Czyli zupełnie inaczej niż w Polsce. W naszym kraju idąc na studia musimy liczyć się z wydatkami (typu wynajem mieszkania, bilet miesięczny, materiały dydaktyczne), które pokryją albo nasi rodzice albo my sami. Różnie to bywa, osoby którym rodzice nie są w stanie za bardzo pomóc, starają się o pracę na część etatu, albo zmuszone są bazować na stypendium. Naukowym czy socjalnym – niestety jedno i drugie to zwykle śmieszne pieniądze. Nie mówiąc już o osobach studiujących na płatnych uczelniach, wtedy wydatki na naukę są naprawdę kolosalne!

Tutaj jest nieco inaczej, nie dość że edukacja wszelaka jest zupełnie darmowa, to jeszcze KAŻDY student otrzymuje od rządu comiesięczne stypendium, które pokrywa absolutnie wszystkie wydatki. I wcale nie mówimy tu o skromnym studenckim życiu (w Polsce zawsze zwykło się mówić biedny student), a o egzystowaniu na dobrym poziomie z wyjściami tu i tam włącznie.

Studenci z Unii Europejskiej również mogą ubiegać się o takie stypendium (jest ono jednak nieco niższe), muszą jednak spełniać określone warunki – podstawowy to praca przez określoną liczbę godzin w tygodniu.

Jeśli chcecie – tę kwestię mogę rozwinąć przy okazji wpisu o studiach w Danii, o który prosiliście.

2. Wynajem.

W Polsce istnieje powiedzenie, że w życiu należy zbudować dom, posadzić drzewo i spłodzić syna.

Kupno domu czy mieszkania jest dla nas sprawą kluczową, jednym z ważnych elementów do odhaczenia na liście życiowych celów. Mieszkania wynajmują zwykle tylko studenci, młode pary czy osoby pracujące w delegacji. Co jak co, ale mieszkanie trzeba mieć własne, nawet kosztem ugrzęźnięcia po uszy w kredycie na kolejnych 30 lat.

Tu dzieje się zupełnie inaczej. Skandynawia ma najwyższe w Europie statystyki odnośnie wynajmu. Naprawdę niewiele osób szarpie się od razu na swój własny kątek. Dużą rolę odgrywa w tym wszystkim oczywiście polityka Państwa, oferując cały wachlarz mieszkań komunalnych, do wynajęcia w bardzo przystępnej cenie.

Co ciekawe – wynajem takiego mieszkania wiąże się z zapłatą ogromnego depozytu – zwykle jest to trzykrotność a nawet pięciokrotność miesięcznego czynszu. Paradoksalnie – każde takie wynajęte mieszkanie jest zupełnie puste! Nie ma w nim absolutnie żadnych mebli. Ba, nie ma nawet żyrandoli. Umeblowana jest jedynie kuchnia, choć wiem, że czasem taki “pakiet” nie zawiera lodówki.

3. Picie wody z kranu.

Woda mineralna jest tu raczej egzotycznym zjawiskiem. Wszyscy raczą się najzwyklejszą w świecie kranówką.

Fajne, wygodne i na pewno tanie, choć ja nie do końca mogę się pogodzić ze smakiem takiej wody. Do tego dochodzi oczywiście czynnik ekologiczny – nie zużywamy coraz to nowych, plastikowych butelek. Każdy ma swój własny bidonik (nawet dzieci w przedszkolu), który uzupełnia w razie potrzeby.

Na ograniczenie produkcji śmieci wpływa również fakt, że butelki i puszki sprzedawane są z kaucją. Dzięki temu większość ludzi wrzuca swoje zużyte opakowania do odpowiedniego automatu, wypłacającego kaucję zwrotną, zamiast po prostu do śmieci.

4. Nie rozmieniaj się na drobne.

Walutą tutaj jest Korona duńska, której kurs to zwykle połowa naszej złotówki. W sensie, że za jeden złoty mamy w przybliżeniu 2 korony. Oczywiście ceny w sklepach, jak przystało na Skandynawię, są zdecydowanie wyższe. Aby więc ułatwić sobie życie, Duńczycy wycofali z obiegu nominały niższe niż 50 øre. Czyli nie ma opcji, żeby pani w kasie nie miała “grosika”, a kwota, którą musimy zapłacić, jest zawsze zaokrąglana odpowiednio w górę lub w dół.

Obecnie w obiegu są monety o nominałach 50 øre, 1, 2, 5, 10 i 20 koron, oraz banknoty 50, 100, 200, 500 i 1000 koron.

5. Łazienki koedukacyjne i równouprawnienie w pełnym tego słowa znaczeniu.

Równouprawnienie jest tutaj rozwinięte do granic możliwości. Nie ma takiej opcji, żeby mężczyzna przepuścił kobietę w drzwiach, ustąpił miejsca, albo pomógł taszczyć ciężkie torby. Nakupowałaś, to sobie teraz noś. I tyle.

Ja tego nie lubię, ale przypuszczalnie to o to własnie walczyłyśmy.

Podobnie jest z pracą, tu kobiety, cytując klasyka, żadnej pracy się nie boją.

Na dokładkę idą publiczne toalety, w większości koedukacyjne. Nie ma więc miejsca na babskie plotki i mizdrzenie się w lustrze. To ostatnie zresztą Duńczykom jest zupełnie nie w głowie.


 

PS jeśli macie jeszcze jakieś pytania odnośnie Danii – piszcie w komentarzach. W przypadku tematów które chcielibyście by zostały tu poruszone – również. Sukcesywnie staram się odpowiadać na te, które już od Was dostałam :)

Jeżeli spodobał Ci się wpis, to znajdź mnie proszę tutaj:

I dołącz do naszej Tajnej Grupy na Facebooku

Albo zapisz się do darmowego newslettera, aby otrzymywać dodatkowe materiały i treści.

 

 

No more articles
Close