Mówi się, że jesteś tym co jesz.

A ja napiszę, że oby nie, bo rozumiejąc to dosłownie, wielu z nas byłoby mało apetyczną mieszanką glutaminianu sodu, cukru, spulchniaczy i konserwantów. Do tego pasteryzowaną mieszanką.

świadome jedzenieCzasem rozglądając się po supermarkecie dochodzę do wniosku, że świat oszalał. I że coś jest bardzo mocno nie tak.

Każdy kto ma dziadka, babcię, czy jakąkolwiek rodzinę na wsi i miał okazję jeść prawdziwą wędlinę z prawdziwego zwierzęcia, takie które miało przyjemność bywać na dworze i spędzać czas na słońcu, które nie było od momentu poczęcia faszerowane antybiotykami i hormonami wzrostu, wie co to wędlina.

Reszta ma prawo nie wiedzieć.

Bo to co kupujemy z markecie w cenie 16.99 za kilogram, z wędliną nie ma nic wspólnego. To coś bardziej jak ostrzykiwana solanką i spulchniaczami mieszanka smutku, bezradności, barwników i przeciwutleniaczy. Czemu tak? A no dlatego, że wyprodukowana została przez wielkie koncerny, które nie mogą pogodzić się z faktem, że z kilograma mięsa nie wyjdzie im kilogram szynki.

Jednak przykładny zarządca molocha nie jest w ciemię bity i w magiczny sposób z kilograma mięsa wyczaruje 2 kilogramy… do niczego nie podobnego wyrobu, pokolorowanego na różowo i poperfumowanego zapachem szynki. I nie ważne, że wyrób zawiera czasem ledwo 20% mięsa. Nie mówiąc już o tym, że nawet ta biedna, piąta część, jeszcze przed ubojem nafaszerowana została do granic możliwości chemią. Kilogramy się zgadzają, pieniądze również.

Chów przemysłowy rządzi się swoimi sprawami. Tu liczy się wydajność, bo wydajność to tyleż samo co pieniądze. Opłacalne zwierzę hodowlane to takie, które rośnie kilkukrotnie szybciej niż jego odpowiednik, któremu nie podano hormonu wzrostu. To takie, które do wzrostu nie potrzebuje słońca. I broń Zeusie – nie choruje.

Z warzywami i owocami jest niestety niewiele lepiej.

Ten kto ma dostęp do warzyw i owoców hodowanych w zaciszu domowego ogródka, nie pryskaną od pokoleń chemicznymi środkami ochrony roślin, wie co to prawdziwa zielenina.

Reszta ma prawo nie wiedzieć. Bo i skąd?

To co znajdujemy w marketach, skąpane w pestycydach, sztucznych nawozach i wosku, z warzywami i owocami ma niewiele wspólnego. Bo chyba nie wydaje Ci się, że truskawki wielkości jabłek, którymi można grać w ping-ponga, a i tak się nie rozprysną ani nie obiją, zawierają cały wachlarz witamin i minerałów? Albo sałata, która może siedzieć w chłodni długie tygodnie, bez jakichkolwiek oznak rozkładu?

We wszystkich tych warzywach dostępnych 24/7/365, tych które zimą płyną do nas tygodniami, wartości odżywczych można szukać ze świecą.

jesteś tym co jesz


Jedzeniowe pułapki. 


O tym że cukier uzależnia i że to w sumie nic dobrego, wie każdy. Nie sposób nie wiedzieć, skoro trąbią o tym wszystkie portale, gazety i telewizja.

I teraz tak, postanawiasz ograniczyć spożywanie cukru, przestajesz dodawać go do herbaty i postanawiasz nie kupować więcej Twoich ulubionych ciastek z kremem. Owszem, robisz coś dobrego dla organizmu, ale tak naprawdę to tylko kropla w morzu.

Obecnie ciężko jest znaleźć w sklepie produkt bezcukrowy. I nie mam tu na myśli wersji “light” czy “zero”, bo tego mamy aż nadto. A one owszem, są bez cukru, jednak w zamian za to zawierają takie mieszanki chemiczne, że aż dziw, iż nie zaczynamy świecić w nocy.

Nawet jeśli na opakowaniu nie pojawia się słowo “cukier”, składnik o wdzięcznej nazwie – “syrop glukozowo-fruktozowy” prawdopodobnie się znajdzie. I wcale nie dotyczy to tylko rzeczy z natury słodkich – jest w płatkach śniadaniowych, jogurcie, chlebie, przyprawach, serkach, czy nawet w tych nieszczęsnych wędlinach. Nie wierzysz? To poczytaj czasem etykietki.

Poprawiacz smaku, barwniki, aromaty, stabilizatory i konserwanty – masz pojęcie ile tego spożywasz w ciągu roku? A w ciągu całego życia?

świadome jedzenie


Myśl globalnie, jedz lokalnie.


Jedzenie z marketów, zakonserwowane i utrzymywane w dobrej formie przez miesiące a nawet lata, raczej prędko lepsze nie będzie. Takie są prawa rynku, klient chce ogromnego wyboru produktów dostępnych od ręki, więc sklep mu je dostarcza. 

Warto jednak od czasu do czasu rozejrzeć się za lokalnymi sklepikarzami. Takimi którzy zaopatrują się w zaufanych źródłach i kupują racjonalne ilości żywności, takie na bieżącą sprzedaż, a nie na kilka lat chomikowania w sklepie. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak ogromny może być wybór produktów sezonowych. I to tych naszych, polskich.

Ja wiem, że mamy teraz życie na podwyższonych obrotach, i mało kto ma czas na gotowanie, ale jedzeniowe półfabrykaty, to tak naprawdę paliwo na krótką metę. Wybieraj zdrowe, surowe warzywa, a nie te mrożone czy puszkowane. Batoniki i drożdżówki zastąp owocami i domowymi wypiekami.

Zamiast kolejnego opakowania tabletek na rozstrój żołądka, zgagę, niestrawność czy wysypkę, przestań wcinać wszystkie te spulchniacze, emulgatory, siarczany, kwasy i bezoesany. Miliony dolegliwości spowodowane niewyobrażalną ilością chemii w jedzeniu. Koncerny najpierw stają na rzęsach, żeby nam naszą żywność, dosłodzić, zabarwić, zakonserwować i popachnieć, a potem jako zbawcy narodu nadchodzą z odsieczą z kolejnym rewolucyjnym lekiem na ból brzucha i alergię. 

Warto się zastanowić. A skoro już jesteś tym co jesz, wybieraj wartościowe produkty. Nawet jeśli nie uczynią cię w magiczny sposób człowiekiem wartościowym, to na pewno zdrowszym.

jesteś tym co jesz
Źródło zdjęć: boredpanda.com

Jeżeli spodobał Ci się wpis, to znajdź mnie proszę tutaj:

I dołącz do naszej Tajnej Grupy na Facebooku

Albo zapisz się do darmowego newslettera, aby otrzymywać dodatkowe materiały i treści.

 

 

No more articles
Close