Zgubiłam się dziś. Mały człowiek w wielkim internecie. Wiedziona za nos kolejnymi statusami na facebookowym profilu Swipe me to the end of love, postanowiłam obadać, czymże jest ten słynny Tinder, kto za tym stoi i w sumie po co to wszystko robi.

Zaciekawiła mnie również sama tajemnica jego popularności, oraz to co na ten temat mówi psychologia.

Czytałam, że w ciągu ostatnich 2 lat portale randkowe straciły aż 1/3 użytkowników. Przenieśli się tam, gdzie wszystko dzieje się szybciej i jest łatwiejsze. Klasyczne tego typu portale opierały się na skomplikowanych testach na dopasowanie, tworzonych przy współpracy psychologów, informatyków i marketingowców. Tinder zamiast szukać idealnych dopasowań, bazuje na zaledwie dwóch informacjach: zdjęciach oraz lokalizacji GPS. Paradoksalnie, sama aplikacja nie szufladkuje siebie jako “randkowa”, jedyne co oferuje to możliwość poznania ciekawych ludzi. Kojarzy dwie osoby, którym wzajemnie spodobały się swoje zdjęcia i które są blisko siebie w sensie geograficznym.

Skąd ta popularność?

tinder

Potrzeba szacunku, uznania i przynależności człowieka znajdują swoje miejsce w piramidzie potrzeb Masłowa. Ludzie od zawsze dążyli do tego, żeby kochać oraz samemu czuć się kochanym i potrzebnym. Jak pisał Jakub Żulczyk:

„każdy normalny człowiek potrzebuje kogoś. Potrzebujemy być blisko. Skóra potrzebuje skóry”

Zwróćmy również uwagę na to, że najwięcej miejsca w piramidzie zajmują potrzeby fizjologiczne, w czym zawiera się również potrzeba seksu. Będąc tylko człowiekiem, szukamy sposobów na ich realizację. Skoro więc lwią część swojego czasu spędzamy w sieci, to tez i tam próbujemy znaleźć okazję do zaspokojenia naszych żądzy.

Jak mówi psycholog i seksuolog Krzysztof Tryksza:

Życie uległo digitalizacji. Dla młodych ludzi to norma. Egzystują w sieci, gdzie budują swoją tożsamość – mniej lub bardziej alternatywną do rzeczywistej. Internet daje dostęp do nieograniczonej liczby osób, bez konieczności ich rzeczywistego poznawania, co jest czaso i energochłonne. Internet eliminuje w nas także lęk towarzyszący realnym spotkaniom oraz minimalizuje konsekwencje ewentualnego odrzucenia. Być może w przyszłości, jakiś dziennikarz zada pytanie: “Dlaczego ludzie decydują się na poszukiwanie partnera na wspólne wyjście do kina, na kawę, czy do seksu bez pomocy internetu?”

Zdaniem badaczy, takie zjawisko to naturalna kolej rzeczy. Ludzie wolą korzystać z wirtualnych rozwiązań z 2 powodów: braku czasu i energii na poszukiwana tradycyjne albo z nieśmiałości.

Jeden z użytkowników stwierdził, że korzystanie z Tindera,

“jest trochę jak siedzenie przed fontanną i obserwowanie dziewczyn w letnich sukienkach. Człowiek siedzi, patrzy, a czasami wzrok się spotka i wiadomo, że można podejść. Tylko kto ma dzisiaj czas żeby siedzieć przy fontannie?”

I to właśnie moim zdaniem staje się główną kartą przetargową aplikacji. Ta pozorna oszczędność czasu i idealne wpasowanie się w kulturę wygodnej konsumpcji. Wszystko chcemy dostawać elegancko podane na tacy, natychmiast i bez zbędnego odraczania.

nowa piramida potrzeb

Historia z życia:

“Na Tinderze panny dbają o wizual, zdjęcia mają poziom, one szyk, można zapolować w czasie lunchu albo siedząc w wannie, czyli maksymalizując możliwy zysk w proporcji do zainwestowanego czasu. Podobne doświadczenia ma 28-letni Sebastian, scenograf, który umawiał się z dwoma dziewczynami tego samego dnia – z jedną na lunch, z drugą wieczorem. Nie wstydzi się nazywać tego castingiem, a aplikację sobie chwali. W ciągu tygodnia „strzelił dwa gole” – jak nazywa szybki i niezobowiązujący seks z młodszymi o kilka lat dziewczynami. Jedna wróciła do Niemiec, a druga uznała, że jest „spoko kolem”, ale ona nie ma teraz czasu na związki. Sebastian strzela więc dalej.”

Tinder daje możliwość przekreślenia kogoś jednym ślizgnięciem kciuka po telefonie, wystarczy, że dana osoba nie spodoba nam się wizualnie. Teoretycznie w normalnym życiu robimy podobnie. Nieustannie klasyfikujemy i selekcjonujemy. Idąc ulicą czy stojąc na przystanku wrzucamy ludzi do odpowiednich szufladek, tylko na podstawie pierwszego wrażenia. Krzysztof Tryksza zwraca jednak naszą uwagę na podstawowe różnice:

“Do pewnego stopnia te procesy wydają się być podobne. Są jednak różnice. W kawiarni, selekcja potencjalnych interesujących osób wymaga interakcji z rzeczywistością, z drugim człowiekiem, chociażby za sprawą wzroku, uśmiechu. Pobudza znacznie większe obszary kory mózgowej, angażując myślenie abstrakcyjne, empatię czy szerzej – inteligencję emocjonalną. Ponadto, w kawiarni mamy dostęp do ograniczonej ilości ludzi w jednostce czasu. Różnicę trudno zignorować.”

Z badań wynika, że co czwarty młody człowiek nadmiernie korzysta z sieci – poświęca na to za dużo czasu, zaniedbując jednocześnie relacje z bliskimi. Co ciekawe, u osób wychowanych w cyfrowej technologii zaszły już znaczące zmiany, wpływające na sposób odczuwania czy mówienia. Socjolog Gary Small w swojej książce „Mózg, jak przetrwać technologiczną przemianę współczesnej umysłowości” zwraca uwagę na fakt, że młodzież używająca tabletów czy laptopów ma dużo mniejszą zdolność do czytania mowy ciała, zadowolenia, irytacji czy innych emocji przekazywanych w relacjach bezpośrednich. Zanika również zdolność interpretowania tonu głosu. 

Tak naprawdę młodzi lepiej porozumiewają się ze sobą w sieci niż w realnym życiu.

Bo owszem, to wszystko jest szalenie wygodne, w krótkim czasie możemy poznać masę ludzi. Wypróbować, powierzchownie doświadczyć, sprawdzić i ewentualnie porzucić. Mamy możliwość przeprowadzenia tysięcy rozmów podczas jednego wieczora, co na żywo jest nieosiągalne. Kilka okienek rozmowy otwartych jednocześnie, pozwala nam w szybki sposób skonfrontować swoje poglądy z wieloma potencjalnymi partnerami. W razie potrzeby możemy również błyskawicznie się wycofać, zamykając jedynie odpowiednie okienko i nawet nie siląc się na poszukiwanie wymówki.

Na upartego, to może być nawet jakimś tam punktem wyjścia, ale dbajmy o to, by na tym nie poprzestać. Nie stójmy w miejscu ani nie kręćmy się w kółko. Pamiętajmy o tym, by szybko sprawdzić, czy da się z wybraną przez nas osobą do czegoś fajnego jeszcze dojść. I to w tym realnym świecie.

Stajemy się coraz bardziej wirtualni. Powoli przenosimy tam całą naszą rzeczywistość, powoli zaczyna to również dotyczyć budowania relacji i miłości samej w sobie.

Myślisz, że to przesada? Zastanów się, ile Ty tygodniowo spędzasz czasu bez dostępu do internetu i bez smartfona w łapsku.

Źródła zdjęć i cytatów: 1, 2, 3.

Jeżeli spodobał Ci się wpis, to znajdź mnie proszę tutaj:

I dołącz do naszej Tajnej Grupy na Facebooku

Albo zapisz się do darmowego newslettera, aby otrzymywać dodatkowe materiały i treści.

 

 

No more articles
Close