“Wiesz, jak można się przekonac, czy kobieta jest naprawdę piękna? Przyjrzyj się jej rano, zaraz po przebudzeniu. Bez makijażu, bez wymyślnej fryzury, jak ją Pan Bóg stworzył. Jeżeli jest naprawdę piękna, to i wtedy będzie.” – Jonathan Carroll
Inspiracją do dzisiejszego wpisu stał się mężczyzn sam w sobie. Który to najpierw mnie zirytował, później jednak stał się łącznikiem pomiędzy światem męskim i damskim. Już mówię o co chodzi: w ramach przygotowania ślubnego i poszukiwania fryzury doskonałej, zafundowałam sobie wczoraj loki idealne. Każde pasmo miało swoje miejsce, wszystko błyszczące i jak od linijki. Wracam do domu i co słyszę: “yyyy ten no… zdecydowanie bardziej wolę twoją fryzurę po wstaniu z łóżka”.
O niedoskonałości w ramach Maratonu Minimalisty pisałam już troszkę tutaj. Teraz, za sprawą mężczyzna, postanowiłam rozwinąć temat w czysto kobiecym kontekście.
Wbrew temu co mówi się w mediach, mężczyźni wcale nie szukają kobiet doskonałych. Szukają kobiet interesujących.
Patrząc z jak najbardziej ludzkiego, wcale niekoniecznie czysto męskiego, punktu widzenia, rzeczy idealne są po prostu nudne. Możemy być pewni, że niczym nas nie zaskoczą, ani nic w nich się nie zmieni. Tak samo z kobietami. Kiedy mężczyzna spotyka się z kobietą, która jest zbyt doskonała, zbyt słodka i przesadnie sympatyczna – znudzi się w oka mgnieniu.
Konkursy piękności są jednym ze zjawisk, pokazujących jak bardzo kobiety dały sobie wmówić, że uroda jest przepustką do szczęścia, sławy i miłości. Od razu uprzedzam wszelkie uszczypliwe komentarze – nie, nie wyglądam jak zeżarta i wypluta przez owczarka alzackiego. Nie mam też nadwagi, oponki i cellulitu. Mimo wszystko konkursy piękności są dla mnie śmieszne. Wszelkie wybory miss czegokolwiek przypominają mi jedynie wystawy koni rasowych. Hodowcy paradują ze swoimi cennymi okazami wzdłuż i wszerz, tuż pod okiem sędziów. Czasem koń wykonuje nawet jakieś sztuczki. Na koniec zwycięskie zwierzę przyozdobione zostaje satynową wstęgą, z wypisanym na niej zdobytym tytułem i rokiem. Tak samo działają wszelkiego rodzaju końskie kalendarze – w niczym nie ustępują tym z Playboy’a. Wiem, co mówię. Jako dziecko zafascynowana Pipi Lansztrung i jej cętkowanym koniem, też chciałam mieć swojego, więc trochę się tych wystaw naoglądałam, kalendarzy również nazbierałam niemało. Swojego wierzchowca nigdy nie miałam, jedynie takiego na biegunach, ale wiedza jak widać została ;)
Teraz tak, serio wydaje Ci się, że kobieta zamawiająca podczas randki dwa liście sałaty skropione cytryną (bo przecież sos vinaigrette ma za dużo kalorii) i rezygnująca z drinka na rzecz wody mineralnej (z powodu tego co wyżej), jest w stanie zatrzymać mężczyznę na dłużej? Niezbyt często. Owszem, przez pewien czas może to być ciekawe. A nawet fascynujące. Jednak na dłuższą metę staje się nudne i uciążliwe.
Każdy chce czuć się swobodnie w związku. Mężczyzna również. Chce wiedzieć, że może rozluźnić się przy swojej towarzyszce, oraz że ona także to robi. W momencie kiedy kobieta zachowuje się sztucznie, facet staje się nieufny, gdyż nie wie, jaka ona jest naprawdę. Związki w których kobieta próbuje stać się kimś, kim nie jest, zwykle nie przeradzają się w nic poważnego.
Co tak naprawdę kochają mężczyźni? Z tym jak i ze wszystkim bywa różnie, jednak często pojawia się tutaj brak makijażu. Znam dziewczyny, które śpiąc u swoich chłopaków, wstają kilka minut przed nim, tylko po to, by wykonać makijaż. Nie dopuszczają nawet do głowy takiej myśli, że mógłby je zobaczyć niepomalowane. Pamiętam, jak jeden z kolegów opowiadał mi, iż minął się w środku nocy w łazience z dziewczyną kolegi (jeszcze w czasach mieszkania w akademiku) i najzwyczajniej w życiu jej nie poznał! Tylko dlatego, że po raz pierwszy miał okazję widzieć ją w wersji sauté.
To może wydawać się śmieszne, ale naprawdę, jednym z najwspanialszych widoków, jaki możesz podarować mężczyźnie jest Twoje naturalne, poranne oblicze. Z resztą, działa to nie tylko rano. Naturalność, wdzięk i dziewczęce piękno, niezaszpachlowane podkładem, pudrem, różem, bronzerem, szminką i tuszem, trafiają do serca mężczyzny najgłębiej jak tylko się da. Najlepiej oczywiście, jeśli dodatkowo okraszone są jego koszulą ;)
Co do włosów, trochę już było na początku. Idealna fryzura, której strach dotknąć, spryskana lakierem tak hojnie, że nawet wichura, gradobicie i trzęsienie ziemi nie są w stanie jej poruszyć, nie do końca wpasowuje się w męskie wyobrażenie na temat naturalnego, kobiecego piękna. Do którego przecież dążymy, prawda?
Analogicznie wygląda kwestia kobiecej figury. My stosujemy magiczne diety, wykańczamy organizm na siłowni tylko po to, by dorównać zgrabnym do przesady, wręcz kościstym gwiazdom z telewizji. Często zapominając jednocześnie o tym, że ich figura to tylko 10 procent sukcesu. Reszta to zasługa makijażystki, stylistki, dobrego fotografa i przede wszystkim… Photoshopa. Prawda jest jednak taka, że mężczyźni wcale niekoniecznie poszukują kobiety o idealnie sprężystym, wytrenowanym ciele. Ani też takiej, której waga łazienkowa w ogóle nie wykrywa jak na niej staną. To właśnie każda krągłość, która doskonale odróżnia Twoje ciało od ciała mężczyzny staje się dla nich trofeum do zdobycia. Każda inność staje się dla nich miejscem do podziwiania i kochania. Ciała pracują na podobnej zasadzie jak puzzle, zupełnie inne a jednak pasują doskonale.
Tymczasem coraz częściej to salony kosmetyczne stają się naszym drugim domem. Zaczynamy uwielbiać wszystko, co nam w nich podają, od szeroko pojętych zabiegów upiększających, przez sztuczne rzęsty, tipsy, liftingi i zabiegi odmładzające. Bo ze starzeniem się jakoś nagle i całkiem wtem, też nie możemy się pogodzić. Tak jakby kobieta po przekroczeniu pewnej magicznej granicy wieku, stawała się towarem drugiej kategorii. O chirurgii plastycznej już nawet nie wspomnę. Poprawienie sobie nosa czy powiększenie ust, stało się tak powszechne i ogólnodostępne jak wyskoczenie do sklepu po cukier.
Ciągle widzimy w sobie niedoskonałości. Same siebie wpędzamy w kompleksy i doły, głębsze niż kratery na księżycu. Wyolbrzymiamy nasze maleńkie wady, które w oczach innych są tak naprawdę niewidoczne. Mężczyźni zauważają to tylko dlatego, że każdego ranka odprawiamy swoisty rytuał naszego życia. Wchodzimy do łazienki na długie minuty (oby tylko) by nałożyć na siebie całe te tony makijażu, wymodelować swoje (często już farbowane i po trwałej) włosy. Następnie zaś zakonserwować naszą konstrukcję lakierem. Łazienkowa metamorfoza potrafi zmienić nas nie do poznania. Dlaczego my same nie możemy dostrzec piękna w naturalności, podczas gdy mężczyźni robią to bez problemu? Chcemy się zmieniać, by się podobać, uciekając tym samym jak najdalej od naszej prawdziwej wersji.
Dlatego warto pamiętać, że cały sekret tkwi w tym, by być jedną na milion a nie jedną z miliona. Co tak naprawdę jest banalnie proste. Wystarczy że będziemy… po prostu sobą. I że, przede wszystkim, zaakceptujemy i pokochamy wszystkie nasze wady i zalety, stając się jednocześnie najlepszą wersją siebie samych a nie własną plastikową przeróbką. Taką która ginie w tłumie innych takich samych. Pozbawioną atrakcyjności, wyjątkowości i spontaniczności.
Także ten, mówiąc najkrócej jak się da: najlepszą fryzurą są włosy rozpuszczone po nocnym koku, a najlepszym makijażem jest uśmiech. A jak minimalizm to nie tylko w życiu codziennym, ale i w kosmetyce :)
źródło zdjęć: filmweb.pl
Jeżeli spodobał Ci się wpis, to znajdź mnie proszę tutaj: