“Mam swoje własne pojęcie diety: rygorystycznie unikam wszystkich potraw, które mi nie smakują.” – Milan Kundera, Śmieszne miłości
Są na świecie trzy rzeczy, w które nie wierzę: kalorie, statystyka i rachunek prawdopodobieństwa.
Jak słusznie zauważył Mark Twain, jeśli jego sąsiad bije żonę codziennie, a on sam swojej nie uderzył nigdy, to statystycznie każdy z nich bije żonę co drugi dzień. To samo z prawdopodobieństwem, dla mnie wszystko jest tak samo prawdopodobne i niemożliwe jednocześnie.
Czym są kalorie? Szczerze powiedziawszy nie wiem i raczej nie chcę wiedzieć. Tym bardziej liczenie kalorii nie ma sensu. A przynajmniej nie ma go dla mnie.
Nie ma takiej siły ani takiego autorytetu na świcie, który byłby w stanie wmówić mi, że istnieje jakaś złota recepta na dobre samopoczucie, zdrowe odżywianie albo szczupłą sylwetkę. Każdy organizm jest inny. Każdy człowiek jest niepowtarzalny. I nie ma takiej opcji, żeby coś działało na wszystkich.
Wykonaj sobie mały eksperyment. Zamknij oczy i spróbuj przypomnieć sobie, jak wyglądał Twój ostatni posiłek. Co widzisz? Ziemniaki i kotlet schabowy, naleśniki, pierogi, sałatkę? Czy może stertę cyferek, procent, zawartości białka i węglowodanów? Sądzę, że to pierwsze. A jeśli jest odwrotnie, to najwyraźniej coś jest z Tobą bardzo nie tak.
Jesz żywność. Nie kalorie. Nie wartość energetyczną. Nie zawartość mikroelementów i witamin.
Jak już pisałam, liczenie kalorii nie ma sensu, tak samo jak przestrzeganie żadnej określonej diety. Naprawdę ważne jest świadome wybieranie zawartości swojego talerza. Owszem. Jednak świadome jedzenie wcale NIE oznacza podporządkowywania się jakiekolwiek diecie.
“Dieta (z stgr. δίαιτα diaita – “styl życia”) – sposób odżywiania. Potocznie często używane nieprawidłowo, w stosunku do diet odchudzających.” [Wikipedia]
Nie będę Wam kładła do głowy, że należy jeść pięć porcji warzyw dziennie, wypijać dwa litry wody i jadać zawsze o tej samej porze, bo najzwyczajniej w świecie sama tego nie robię. I czuję się z tym wyśmienicie.
Tak naprawdę jedyne co jest ważne, to nasze podejście do tej jednej z najprzyjemniejszych czynności fizjologicznych, jaką jest jedzenie. I czerpanie radości zarówno z przygotowania posiłków jak i samego jedzenia.
Warto jest słuchać tego, co mówi nasze ciało. Nasz organizm sam wie najlepiej, na jakie jedzenie ma ochotę i z przyjemnością nam o tym powie. I wierzcie mi lub nie, ale wcale nie są to hamburgery, frytki i cola. A przynajmniej na pewno nie 24/7.
Zdarzyło Ci się kiedyś widzieć grube zwierzę? Takie żyjące na wolności. Pies-pupil cioci Krysi nie wchodzi w grę. Myślę, że raczej ciężko takie znaleźć. A raczej oczywiste jest, że żadne ze zwierząt nie liczy kalorii.
Każdy jest inny, pamiętajmy o tym. Jeden lubi pyzy z mięsem inny sałatę. Nie ma dwóch identycznych osób, dlatego logiczne jest, że nie da się stworzyć diety idealnej dla każdego. U jednego sprawdza się przewaga warzyw nad mięsem, inni nie wyobrażają sobie jakiegokolwiek posiłku bez zwierzęciny i to też jest dobre. Odżywianie to nie matematyka, a organizm to nie maszyna. Nie da się liczbowo określić naszego zapotrzebowania na to i owo. Zwłaszcza że każdy nasz dzień jest inny, a nasze ciało zmienia się z sekundy na sekundę. To pulsująca, oddychająca, żywa machina. A nie silnik Diesla.
Warto zwrócić się chociaż od czasu do czasu w stronę naturalnych i nieprzetworzonych składników. Takich które nie mogą stać w nieskończoność na sklepowych półkach, bo trzeba je zjeść już teraz. Najlepsze są takie bez etykiety, nie mówiąc już o przyrządzonych własnoręcznie. Tak, to ta najbardziej problematyczna żywność, którą trzeba kupować i spożywać na bieżąco, bo szybko się psuje.
Spotkałam się swego czasu ze stwierdzeniem, że prawdziwe jedzenie można zerwać z drzewa czy krzaka, podnieść z ziemi, wykopać, złowić lub upolować. Zdrowa żywność to taka, którą rozpoznałaby Twoja praprababcia. Krótko mówiąc wszystko szczelnie zapakowane i okraszone kodem kreskowym to zupełnie nie to.
A jeść należy tak często jak jesteśmy głodni i tak dużo aby się nasycić. Śpijcie dobrze. Bądźcie aktywni. Wcale nie mówię, że trzeba szaleć na siłowni po 5 godzin dziennie, czasem wystarczy po prostu wymienić windę na schody, a wieczorny film na spacer.
A przede wszystkim wyłącznie Facebooka i idźcie spotkać się z przyjaciółmi. W końcu mamy weekend :)
Zróbcie pizzę, spaghetti albo ciasto czekoladowe. Jedno mamy życie, po co więc się ograniczać :)
A o świadomym jedzeniu pisałam więcej tutaj – Świadome jedzenie. Mindful eating.
Jeżeli spodobał Ci się wpis i chcesz pozostać na bieżąco ze wszystkimi nowościami:
- polub simplife.pl na Facebooku
- śledź na Bloglovin
- podejrzyj na Instagramie
- lub zapisz się do newslettera – w każdy piątek wieczorem dostaniesz maila z podsumowaniem tygodnia, wraz z kolejnym krokiem Maratonu Minimalisty w formacie .pdf gotowym do druku, oraz garść dodatkowych treści i porad niepublikowanych na blogu :)