"Czasem następuje na premierze takie katharsis, że dalsze przedstawienie nie ma już sensu." - Stanisław Jerzy Lec, Myśli nieuczesane

Kolejny krok Maratonu Minimalisty. Jeśli nie wiemy o co chodzi – patrzymy tutaj :)

Dzisiaj miało być zupełnie o czym innym. Jak wiecie każdy krok Maratonu Minimalisty ląduje u osób zapisanych do newslettera już w piątek. Wpis przed wysłaniem był już w 99,9% przygotowany, jednak potem coś się wydarzyło.

W piątek poszłam na koncert. Jeden z tych zupełnie nie planowanych. Tych o których dowiadujesz się pocztą pantoflową od któregoś ze znajomych. Taki za który nie trzeba płacić.

Zespół o którego istnieniu nikt nie miał pojęcia i pewnie nadal nikt go mieć nie będzie. Bo w sumie zupełnie nie o to chodzi. Czwórka znajomych którzy po prostu postanowili dodać nieco koloru do swojego życia i zacząć wspólnie grać. Ludzie którzy na co dzień nie mają praktycznie nic wspólnego z muzyką. Którzy robią to tylko i wyłącznie dla przyjemności.

79H (1)

I wiecie co się okazało?

To był jeden z tych koncertów, który wgniata w fotel. A konkretnie w podłogę. Który swoją prawdziwością obnaża nas samych do gołego mięsa.

Zespół który nie zastanawia się nad doborem odpowiednich słów by zapowiedzieć swoją kolejną piosenkę. Który mówi dokładnie to, co myśli, czuje i uważa. Taki bez stylisty, łapiący z szafy co popadnie. I który naprawdę cieszy się z tej garsteczki ludzi bijących brawa pod sceną.

Wbrew pozorom najbardziej trafiający do słuchacza. Ukazujący nas takimi jacy jesteśmy. Mówiący i śpiewający o tym,  co sami chcielibyśmy powiedzieć. Jednak nasze myśli jako słowa w ich ustach brzmią bardziej przekonująco.

Taki skupiający się na tym, co może gnieździć się w głowie i odgrzebujący  lęki zamiecione gdzieś dawno pod dywan. Śpiewający o nieprzespanych nocach i o drogach wiodących donikąd.

O tym że każdy ma prawo czasem czuć się jak ślimak bez skorupki, a nie ciągle jak Sharon Stone w “Nagim instynkcie”.

O tym że czasem dopiero po czyimś zniknięciu, dostrzegamy, że poświęciliśmy mu za mało czasu, że nie wykorzystaliśmy danej nam chwili. O pustym pokoju i pustych związkach.

Zespół przy którym nasze rodzime “Domowe Melodie” wydają się być grupą z najbardziej profesjonalnym zapleczem sprzętowym świata.

Zespół który pewnie nigdy nie znajdzie się na szczycie list przebojów, który jest jednak prawdziwy do szpiku kości. Który nie ma nikogo od piaru, haeru ani innych angielskich słów, których nagle i całkiem wtem bardzo potrzebujemy w naszym języku.

I choć nie wszystkie utwory były w jakimkolwiek zrozumiałym dla mnie języku, to czego nie zrozumiało się dosłownie i wprost, można było sobie dopowiedzieć.

181H

Co polecam na ten tydzień?

Znajdź coś, co wywoła w Tobie prawdziwe emocje. Coś co jest Ci bliskie, albo właśnie szalenie dalekie. Coś dogłębnie znanego, lub zupełnie nowego. Może film. Może wyjście do teatru. Opera. Mecz. Koncert. Jeśli nie na żywo, może być odtwarzany z płyty czy czeluści internetowych. Nieziemską atmosferę można stworzyć nawet we własnym mieszkaniu.

Wiem, że czasem na zorganizowanie takiego wyjścia, czy nawet wydarzenia we własnym domu, potrzeba więcej niż jednego tygodnia. Jednak nie odkładaj tego w czasie. Już teraz zastanów się nad tym co Cię porusza i zacznij zmierzać w kierunku zrealizowania tego.

Przeżyj swoje małe katharsis.

 

O tym mówię. Tak, to Lady Gaga. Nieco przed tym jak zaczęły się czerwone dywany.

A ja bardzo chętnie posłucham w komentarzach o tym co postanowiliście zrobić :)


Wszystkie pozostałe kroki Maratonu Minimalisty znajdziesz tutaj :)


 Chcesz mieć więcej czasu na przyswojenie sobie nowego nawyku - zapisz się do newslettera. Tekst w formacie .pdf, wraz z dodatkowymi poradami, znajdzie się w Twojej skrzynce już w piątkowy wieczór :)

Jeżeli spodobał Ci się wpis i chcesz pozostać na bieżąco ze wszystkimi nowościami:


 

No more articles
Close